058. Jaką cenę może osiągnąć bitcoin?

Posted by Mariusz Wdowiak on środa, grudnia 20, 2017 with 2 comments

Bitcoin stał się hitem końcówki roku. Jego cena bije kolejne rekordy i to w takim tempie, że można dostać zawrotu głowy. Pod koniec listopada wartość bitcoina przekroczyła 10.000 dolarów amerykańskich, aby tydzień później osiągnąć poziom 16.000 dolarów. W siedem dni można było zarobić 60%!!!!! Jeszcze większe wrażenie robi informacja, ile można było zyskać, gdyby zaufać bitcoinowi wcześniej. Rok temu kosztował tylko 895 dolarów (18 grudnia 2016); dwa lata temu 416 dolarów (20 grudnia 2015), a w sierpniu 2010 mniej niż dolara. Stopę zwrotu policzcie sami.
Nie dziwi więc sława bitcoina, popularność portali oferujących możliwość jego zakupu, a nawet głosy, że państwa powinny trzymać w nim swoje rezerwy walutowe. Kusi więc, aby popatrzeć w przyszłość. Oszacować, ile będzie można zarobić. W ciągu miesiąca, roku, czy całego życia. „Pomagają” w tym głosy „ekspertów” prognozujące cenę 20.000 dolarów do końca grudnia (poziom ten został zresztą przekroczony w nocy z 17 na 18 grudnia), czy 50.000 dolarów w przyszłym roku. A jak sobie wyobrazimy, że państwa rzeczywiście zaczną inwestować w bitcoina, to z mgły marzeń wyłoni się jego cena zapisana jako leżąca poziomo ósemka.
Może właśnie dlatego powinnyśmy popatrzeć wstecz. Bo przecież historia magistra vitae est.

Bitcoiny jak tulipany.

Początkowo zdawało się, że tulipany nie zrobią kariery w Europie. Trafiły tu z Turcji, radowały oczy europejskich władców, dla których hodowano je w oranżeriach, bo Europa była dla nich za zimna. Pod koniec XVI wieku w Holandii udało się jednak wyhodować pierwszą odmianę odporną na klimat zachodniej Europy. Kwiat dostępny dotąd jedynie dla krezusów, wdarł się przebojem do ogrodów niderlandzkich mieszczan. Stał się wyznacznikiem statusu społecznego, tym bardziej, że dziwnym trafem (później okazało się, że wyniku działania wirusa pstrości tulipana) dostarczał niezliczonej ilości kombinacji kolorów i kształtów kielicha. Posiadanie w ogrodzie pięknego, niepowtarzalnego tulipana znaczyło, że fortuna sprzyja ogrodnikowi. Także dosłownie. Bo ceny zaczęły szaleć.

Tulipomania.


Za najpiękniejszą odmianę uznawano Semper Augustus (obok na zdjęciu). W 1623 roku jego pojedyncza cebulka osiągała cenę 1.000 guldenów co stanowiło przeciętny dochód holenderskiej rodziny z okresu siedmiu lat. Do legendy urosła opowieść o cenie cebulki czarnego tulipana. Ponoć sprzedano ją za 1.500 guldenów, a po zawarciu transakcji kupujący mieli powiedzieć, że gotowi byli zapłacić siedem razy więcej, tylko po to, aby ograniczyć upowszechnienie się tej niezwykłej odmiany. Sprzedający nie poradził sobie z tą informacją…
Szaleństwo dopiero się zaczynało. I w świecie realnym, w którym sprzedawano gospodarstwa i domy, tylko po to, aby nabyć atrakcyjne cebulki tulipanów. I w świecie finansowym, który w roku 1635 umożliwił zawieranie kontraktów terminowych na tulipany. Odtąd transakcję można było zawrzeć o każdej porze roku, a jej wykonanie (dostawa cebulek o określonych parametrach) następowała w okresie kwitnienia tulipanów. Zobowiązaniami dostawy cebulek handlowano tak samo jak samymi cebulkami. Coraz więcej osób porzucało swoje zajęcia, zaciągało kredyty i przystępowało do gry. Popyt rósł.


To wyprowadziło ceny cebulek na szczyty. Najwyższa zarejestrowana cena za pojedynczą cebulkę tulipana (notabene chodziło o odmianę Semper Augustus) wynosiła 6.000 guldenów (przeciętny dochód rodziny z okresu czterdziestu lat). Ogromne wrażenie na wszystkich zrobiła transakcja „hurtowa” przeprowadzona w roku 1635, w ramach której sprzedano 40 cebulek za niewyobrażalną cenę 100.000 guldenów. Jesienią 1636 roku nie dziwiły transakcje, w których za jedną cebulkę płacono równowartość domu.

Kwiaty zwiędły.

Krach nastąpił 3 lutego 1637 roku. Po raz pierwszy od lat na aukcji cebulek okazało się, że nie ma nabywców na niektóre oferty sprzedaży. Niedowierzanie przerodziło się w prawdziwą panikę. Proponowano coraz niższe ceny, ale kupujących wciąż nie było.

Tysiące tulipanowych spekulantów znalezło się w potrzasku: z jednej strony kredytodawcy domagali się zwrotu pożyczek finansujących obrót cebulkami, z drugiej ich hodowcy żądali realizacji kontraktów zawartych jeszcze w okresie hossy. Czytaj: zapłaty za cebulki ustalonej wcześniej, absurdalnie wysokiej ceny. A ceny bieżące leciały na łeb na szyję.

Dopiero w kwietniu zainterweniowało państwo. Wydano dekret ustalający maksymalną cenę cebulki tulipana na poziomie 50 guldenów i anulowano kontrakty zawarte na wyższych cenach. W praktyce ten dekret nie miał żadnego znaczenia. Cena rynkowa i tak była już niska, a od powszechnych bankructw nie było już odwrotu.

Herbert o tulipanach.

Chyba najpiękniej tulipanową katastrofę opisał Zbigniew Herbert. Wszystkim polecam jego esej zatytułowany „Tulipanów gorzki zapach”. Czy jednak pisze tylko o tulipanach? Czy jego obserwacje nie mają bardziej uniwersalnego charakteru? Wreszcie, czy już wtedy (w roku 1993) nie przewidział bitcoina, jego popularności, a nawet (przypuszczalnego) miejsca jego pochodzenia? Próba odpowiedzi na te pytania zasługuje na odrębny artykuł. Tymczasem można poczytać Herberta samemu…

Jaką cenę może osiągnąć bitcoin?

Bez wątpienia równą cenie cebulki tulipana. Co do grosza... Bo wszystko jest przecież w naszych głowach.... Dokładnie tak, jak w siedemnastowiecznej Holandii.

Wesołych Świąt!