098. Dlaczego kurs walutowy się zmienia?

To jedno z pytań, które niby są proste, a potrafią zmiażdżyć. Idziesz do banku, stoisz w kolejce, na dużym ekranie wyświetlane są kursy walutowe on-line. Dziecko zadaje Ci pytanie, co to za liczby. To proste, więc tłumaczysz mu z miną prawdziwego eksperta. Ale drugie pytanie może brzmieć „ale dlaczego te liczby wciąż się zmieniają?” i sprawa zaczyna być nie taka oczywista. Tym bardziej, że zmienne kursy walutowe obowiązują na świecie raptem 45 lat, a w Polsce dopiero 18.

Jak więc jest z tymi kursami? Zacznijmy po kolei…

Dawniej decydowała waga.

Sprawa przeliczenia wartości jednej waluty na inną była teoretycznie bardzo prosta w czasach pieniądza kruszcowego. „Kurs” był kształtowany przez stosunek wagi kruszcu wykorzystanego przy biciu poszczególnych monet. Nie miało znaczenia, czyj „napis i obraz” znajdował się na pieniądzu, bo można było go sobie stopić i zrobić z niego coś innego, co miało przynajmniej wartość kruszcu. Moneta, w której znajdowało się 3 gramy złota była dwa razy więcej warta niż moneta o zawartości 1,5 grama złota. Ten stosunek był w zasadzie stały, więc kursy były też w zasadzie stałe.

„W zasadzie”, bo nie było niezależnych banków centralnych czuwających nad jakością emitowanego pieniądza, więc władcy kombinowali jak mogli manipulując ilością kruszcu używanego do bicia monet. Jednocześnie w obiegu mogły znajdować się „te same” monety o różnej wartości kruszcowej. Dla bankierów zajmujących się wymianą pieniądza był to podstawowy problem oceny wartości. Choć oczywiście od czasów Archimedesa znana była metoda określenia faktycznego składu użytego stopu, to z punktu widzenia gospodarki to zamieszanie nie było dobre, o czym zresztą pisał Mikołaj Kopernik w swoim „Traktacie o biciu monety”.

Wartość pieniądza papierowego.

Początkowo pieniądz papierowy (przynajmniej ten stosowany w Europie) był w istocie dokumentem potwierdzającym fakt, że w skarbcu zdeponowano określoną ilość kruszcu (miedzi w Szwecji i złota w Anglii).  Stopniowo jednak uzmysławiano sobie, że nie ma dużego prawdopodobieństwa, aby w jednej chwili wszyscy posiadacze banknotów chcieli wymienić je na metale szlachetne. To pozwoliło emitować banknoty o wartości większej niż wartość zdeponowanego złota. O ile większej? Dziś to kluczowe zagadnienie polityki monetarnej poszczególnych państw, ale w XVIII wieku dopiero się jej uczono. Wydatków było co niemiara (XVIII wiek to czas wojen i rewolucji, które trzeba było finansować), niektóre państwa poczuły monetarne Eldorado, drukowały banknoty bez opamiętania, za co zapłaciły kryzysami finansowymi i wielką inflacją.

Na ich tle wyróżniał się Bank of England, który rygorystycznie utrzymywał pokrycie funta szterlinga w złocie. W naturalny sposób funt był walutą stosowaną w rozliczeniach w ramach Imperium Brytyjskiego, więc nie dziwi, że stał się najbardziej wiarygodnym pieniądzem świata.

Wymienialność na inną walutę.

W miarę rozwoju handlu międzynarodowego coraz większe znaczenie miało wymienianie jednej waluty na inną. Poszczególne państwa „odkrywały”, że sterownie wartością własnej waluty ma wpływ na pozycję konkurencyjną na rynkach międzynarodowych. W szczególności jej dewaluowanie (zmniejszanie wartości poprzez nadmierną emisję) poprawiało atrakcyjność cenową eksportowanych towarów i tym samym wynik w bilansie płatniczym. Oczywiście na krótko, bo „ceną” za taką praktykę była inflacja, bezrobocie i kryzys.

Dlatego tuż po II Wojnie Światowej na konferencji w Bretton Woods zawarto porozumienie 44 krajów, które przyjęły na siebie obowiązek prowadzenia polityki monetarnej w taki sposób, aby kurs walutowy wahał się o maksymalnie 1%. Pierwotnym pomysłem na osiągnięcie tej stabilizacji było oparcie każdej z walut na stałym parytecie złota. Użyto sformułowania „wartość waluty […] zostanie wyrażona w złocie”, ale w tle oficjalnych negocjacji rozgrywka dotyczyła też tego, która waluta zdominuje powojenny świat. Amerykanie ograli Brytyjczyków w ten sposób, że w tajemnicy przed nimi cytowany wyżej zapis zmienili na „wartość waluty […] zostanie wyrażona w złocie i dolarach amerykańskich” i tym samym zapewnili dolarowi USA uprzywilejowaną pozycję na długie lata.
Realizacja postanowień z Bretton Woods w praktyce polegała na tym, że banki centralne poszczególnych państw broniły kursów swych walut względem dolara, a Amerykanie pilnowali parytetu złota wyrażonego w złocie. System wytrzymał 27 lat i się załamał. Niemożliwe było bowiem utrzymanie stałej ceny złota wyrażonej w dolarach USA w sytuacji, gdy światowa podaż dolara rosła szybciej niż światowa podaż złota.

Czy Amerykanie mogli temu zapobiec? Wątpię. Musieliby pilnować, aby podaż dolara była zbliżona do podaży złota. A tymczasem rozwój światowego handlu prowadził do tego, że banki centralne przesuwały swoje rezerwy ze złota na dolary USA, które zapewniały większą płynność. W skali światowej mieliśmy więc sytuację rosnącego popytu na dolary i malejącego popytu na złoto. Jak w tej sytuacji utrzymać równowagę podaży? W ekonomii ten problem jest określany jako Dylemat Triffina, którego rozważania prowadzą do wniosku, że niemożliwe jest posiadanie sztywnego kursu walutowego, niezależnej polityki pieniężnej i swobody przepływu kapitałów.

Płynny kurs walutowy.

Na świecie obowiązuje od roku 1973. W Polsce formalnie od roku 2000. Kurs płynny jest wynikiem sytuacji rynkowej, czyli równowagi pomiędzy podażą waluty i popytem na nią. Ponieważ transakcje walutowe przeprowadzane są praktycznie bez przerwy, a co za tym idzie zmienia się podaż i popyt, rynek wciąż na nowo odnajduje swój punkt równowagi, więc kurs zmienia się cały czas.

A z czego wynika ta zmienność? O tym jeszcze kiedyś napiszę...