Prostym językiem o ekonomii ...

czwartek, 29 grudnia 2016

007. Inflacja. Deflacja. Co lepsze?



Tuż po Świętach media doniosły, że do polskiej gospodarki po dwu i pół rocznej przerwie wraca inflacja. To dobrze, czy źle ?
Najprościej rzecz ujmując inflacja oznacza wzrost przeciętnego poziomu cen na towary i usługi w gospodarce. Deflacja – przeciwnie – oznacza spadek tych cen.
Która sytuacja jest lepsza ?

Skutki inflacji.

Oczywiście wzrost cen nie może być dobry. Życie staje się coraz droższe, oszczędności tracą na wartości, trudno w tej sytuacji planować długoterminowe przedsięwzięcia. W szczególności jeśli mamy do czynienia ze wzrostem cen przekraczającym poziom 10% rocznie (sytuacja taka jest określana jako inflacja galopująca lub hiperinflacja) to pieniądz staje się gorącym kartoflem: lepiej zamienić go czym prędzej na inne dobra, bo z każdym dniem jest wart coraz mniej. To oczywiście napędza gospodarkę (kupowane są dobra zwłaszcza o charakterze trwałym), ale sam pieniądz traci swą stabilność, przestaje być środkiem gromadzenia bogactwa, następuje ucieczka od niego na rzecz innych walut (proces dolaryzacji, porównaj post 004). Wysoka inflacja zwiększa niepewność, więc w dłuższym okresie nie jest dobra dla gospodarki. Z jednej strony trzeba ciągle korygować ceny, aby działalność pozostawała rentowna. Z drugiej strony nie znając wartości pieniądza w przyszłości trudno zdecydować się na dłuższy proces inwestycyjny (zaczynając budowę nowego zakładu produkcyjnego nie wiadomo jaki będzie jego koszt, bo ceny wciąż rosną). A bez inwestycji w gospodarka w końcu zwiędnie …

Skutki deflacji.

Więc może lepsza jest deflacja ? Ceny spadają, stać nas na coraz więcej, oszczędności mają coraz większą realną wartość. Pozornie same plusy – teoretycznie z każdą chwilą jesteśmy coraz bogatsi. Jednak spadające ceny sprawią, że będziemy odkładać swoje zakupy na później, gdy ten sam przedmiot będzie po prostu tańszy. A wstrzymywanie się od zakupów będzie miało negatywny wpływ na gospodarkę: jeśli ludzie będą odkładać zakupy to producenci będą ograniczać produkcję, zmniejszą zatrudnienie, więc wzrośnie bezrobocie, zrezygnują z inwestycji, bo po co inwestować, skoro maleje sprzedaż. I w końcu gospodarka zwiędnie …

Co lepsze ? Cel inflacyjny.

No więc jak to jest ?
Oczywiście wysoka inflacja jest niebezpieczna i wszyscy jej unikają. Współcześnie uważa się jednak, że niewielka inflacja jest lepsza niż niewielka deflacja. Nie ma faktycznego wpływu na odraczanie decyzji o zakupach, a jednocześnie wzrost cen nie jest na tyle odczuwalny, aby uniemożliwiać podejmowanie decyzji o inwestycjach. Innymi słowy niewielka inflacja to taka, która nie ma złego wpływu na gospodarkę. A ile to jest ? Jakąś formą odpowiedzi są poziomy celów inflacyjnych określane przez banki centralne, które wynoszą 2,5% w Polsce, „poniżej, ale w pobliżu 2%” w strefie EURO czy 3% w Czechach.
Więc póki co nie ma się czego bać. Mamy jeszcze 2,5% do celu inflacyjnego!

Przy pisaniu niniejszego posta korzystałem z:

piątek, 23 grudnia 2016

006. Milion pod choinką. Dla każdego!


Co by było, gdyby każdy znalazł pod choinką pieniądze? Dokładnie jeden milion złotych. Każdy bez wyjątku.
Czy to uczyniłoby nas bogatymi ?
Milion pod choinką brzmi atrakcyjnie. Ale gdyby każdy go dostał to niestety, bogatsi nie będziemy.
Sprawą tą zajmował się kiedyś szkocki filozof David Hume (1711-1776), który doszedł do wniosku, że zwiększenie ilości pieniędzy bez zwiększenia ilości dóbr w sklepach i dostępnych usług wywoła jedynie wzrost cen. Ale bogactwo nie nadejdzie. Ujął to następująco: „Przypuśćmy, że w jakiś cudowny sposób w portfelu każdego obywatela Wielkiej Brytanii pojawiło się dodatkowe 5 funtów. Byłoby to więcej niż podwojenie pieniędzy znajdujących się na terenie Królestwa. Jednakże, ani następnego dnia, ani za jakiś czas nie mogłoby się pojawić więcej pożyczkodawców ani też żadne wahania w kwestii odsetek”. (cytat za http://mises.pl).
Najmniej oczywiste są słowa o odsetkach. Przynajmniej dla mnie.
No bo, że wzrosną ceny to pewne. Jeśli każdy z nas będzie miał więcej pieniędzy, a w sklepach będzie tyle samo towarów, to ceny muszą wzrosnąć i to mniej więcej proporcjonalnie do wzrostu ilości pieniądza w obiegu.
Ale co ze stopami procentowymi ?
Mogłoby się wydawać, że wszyscy spłacą swoje kredyty, a nawet będą posiadaczami depozytów. To by oznaczało spadek stóp procentowych. Ale ponieważ ceny na towary i usługi wzrosną, to dosłownie za chwilę te osoby, które przed znalezieniem miliona pod choinką miały kredyty na bieżące potrzeby, będą musiały zaciągnąć je ponownie. Bo ich potrzeby nie ulegną zmianie …
Nieco inaczej byłoby z posiadaczami kredytów inwestycyjnych (np. na mieszkanie). Oni spłacą swoje kredyty, a ponieważ nie będą mieli potrzeby kupna nowego mieszkania to kredytu nie zaciągną ponownie. Będą jakby wygrani. Jednak kolejne osoby, które będą chciały kupić mieszkanie odczują drastyczny wzrost cen i będą musieli iść do banku po kredyt.
Z punktu widzenia gospodarki wszystko wróci do normy.
Więc nie ma co życzyć wszystkim miliona pod choinką, bo to niczego nie zmieni. A nawet lepiej, jeśli go nie dostaniemy.
Nie wypada natomiast życzyć miliona pod choinką tylko jednej osobie (to faktycznie zwiększyło by jej majątek), bo to w końcu Święta…
Zresztą najlepsze prezenty to te, które niosą ze sobą ładunek emocjonalny a nie wartość pieniężną.
A poza tym to w Bożym Narodzeniu wcale nie chodzi o prezenty, prawda ?
Wesołych Świąt !

piątek, 16 grudnia 2016

005. Dlaczego nie wolno fałszować pieniędzy ?


Oczywiste jest, że nie wolno, prawda ? Nawet ci, którzy nigdy nie studiowali prawa, albo nigdy nie mieli w ręku Kodeksu Karnego wiedzą, że fałszowanie pieniędzy jest zabronione. I mają rację, bo w artykule 310 Kodeksu Karnego możemy przeczytać, że:
§ 1. Kto podrabia albo przerabia polski albo obcy pieniądz, inny środek płatniczy albo dokument uprawniający do otrzymania sumy pieniężnej albo zawierający obowiązek wypłaty kapitału, odsetek, udziału w zyskach albo stwierdzenie uczestnictwa w spółce lub z pieniędzy, innego środka płatniczego albo z takiego dokumentu usuwa oznakę umorzenia, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 5 albo karze 25 lat pozbawienia wolności.
§ 2. Kto pieniądz, inny środek płatniczy lub dokument określony w § 1 puszcza w obieg albo go w takim celu przyjmuje, przechowuje, przewozi, przenosi, przesyła albo pomaga do jego zbycia lub ukrycia, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10.
§ 4. Kto czyni przygotowania do popełnienia przestępstwa określonego w § 1 lub 2, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.
Powyższy artykuł brzmi bardzo stanowczo: pozbawienie wolności na nie mniej niż 5 lat za „podrobienie lub przerobienie”, co najmniej rok pozbawienia wolności za „puszczenie w obieg” lub pomoc i nie mniej niż trzy miesiące za same przygotowania. Wprawdzie pominięty przeze mnie §3 mówi o nadzwyczajnym złagodzeniu kary w przypadku czynu „mniejszej wagi”, ale obiektywnie rzecz biorąc grożące kary są srogie.
Dlaczego ? Czy chodzi tylko o to, że byłoby nieuczciwe wyprodukować sobie stówkę, podczas gdy inni muszą na nią pracować na przykład przez cały dzień ? A może chodzi o to, że puszczony w obrót fałszywy pieniądz, jeśli zostanie wykryty przepadnie i będzie to bezpośrednia strata jego ostatniego posiadacza ?
Nie ! Skutki fałszowania pieniędzy mogą być o wiele poważniejsze.
Dzieciom w podstawówce wyjaśniłem to tak: wyobraźmy sobie, że nieświadomy prawa chłopiec „wyprodukował” sobie sto złotych, udał się do sklepu i kupił pudełko klocków Lego. Ponieważ klocki podobały się  kolegom z jego klasy postanowił zrobić im przyjemność i wyprodukował dla nich po jednym banknocie stuzłotowym. Udali się więc całą klasą do sklepu na zakupy, a że był to mały sklepik nie było w nim aż tak dużej liczby klocków. Właściciela sklepu zaintrygowała jednak duża liczba chętnych na klocki. „Może cena jest za niska?” – pomyślał i podniósł ją do dwustu złotych. Ale dla przyjaciół naszego bohatera nie był to problem: po kilkudziesięciu minutach każdy z nich posiadał już dwa fałszywe banknoty stuzłotowe i znowu byli gotowi do zakupu. Wówczas sprzedawca mógłby ustalić cenę na pięćset złotych. Ale chłopcy mogliby wtedy wyprodukować kolejne banknoty…
Ta historyjka pokazuje, jak łatwo w krótkim czasie można by zniszczyć bezpowrotnie misterną równowagę pomiędzy wartością pieniądza a wartością klocków Lego. A przecież za pieniądze nie kupuje się tylko zabawek, lecz także żywność, lekarstwa i odzież. Ich ceny także by zwariowały, a to już miałoby ogromne znaczenie dla wszystkich – ich rynek przestałby istnieć.
Można też sobie wyobrazić, że bohaterami tej historyjki nie są „nieświadomy prawa chłopiec” i jego przyjaciele, lecz zdeterminowana grupa przestępcza, która świadomie zarządza puszczaniem w obieg ogromnej ilości fałszywego pieniądza i wówczas nie wygląda to już tak infantylnie, prawda ?
Niestety, fałszerstwa pieniędzy się zdarzają. To właśnie dlatego współczesne pieniądze mają coraz lepsze zabezpieczenia, kasjerzy przechodzą specjalistyczne szkolenia, a gdy mają wątpliwości pieczołowicie badają otrzymywane banknoty. Według statystyk policji (źródło: www.statystyka.policja.pl) w ostatnich liczba wykrytych przestępstw przeciw art. 301 KK waha się rocznie od 6.138 (w roku 2011) do 17.419 (w roku 2000).
Więc zachowaj ostrożność! I pod żadnym pozorem nie podrabiaj pieniędzy !!!

sobota, 10 grudnia 2016

004. Pieniądz lepszy. Pieniądz gorszy.


Zauważyłeś, że pieniądze o tym samym nominale znajdujące się w obiegu wcale nie wyglądają tak samo ? No to porównaj te dwa banknoty stuzłotowe…
Oba możesz mieć w swoim portfelu. Oba są autentyczne. Oba są warte tyle samo. Ale nie są identyczne.
Więc wygląd nie ma znaczenia. Ani rozmiar. Nie ma, bo oba reprezentują tę samą wartość – są jednolite - co gwarantuje emitent pieniądza, czyli w przypadku tych banknotów Narodowy Bank Polski.
Ale nie zawsze tak było.
W czasach, w których nie było banków emisyjnych, wartość pieniądza wynikała z wartości kruszcu użytego do ich produkcji. Szczerozłota moneta o wadze 10 gramów była dwa razy więcej warta od złotej monety o wadze 5 gramów. Gdy władcy kończyły się monety, a wciąż chciał je wciąż wydawać na swoje potrzeby, mógł zlecić bicie kolejnych monet z zapasów złota, które posiadał. Ale co mógł robić, jeśli zapasy kruszców były na wyczerpaniu ? Wówczas dokonywano drobnego oszustwa: nowo bite monety zawierały domieszki nieszlachetne. Niby wyglądały tak samo, tyle samo ważyły, mogła być na nich ta sama, piękna podobizna naszego władcy, te same górnolotne napisy i ten sam nominał, ale faktycznie warte były mniej, bo do ich produkcji użyto mniejszej ilości złota.
Mieliśmy wówczas w obiegu dwa rodzaje pieniądza o tej samej wartości nominalnej: ten starszy szczerozłoty i ten nowszy trochę udawany. Pozornie warte tyle samo (tak mówił nominał), ale jednak o różnej zawartości metali szlachetnych.
Czy to było do wykrycia ? Oczywiście. Przez ważenie, mierzenie, nadgryzanie czy zanurzanie ich w przeróżnych cieczach można było wykryć, że wyglądające tak samo monety są w gruncie rzeczy różne. Mieliśmy więc pieniądz lepszy i gorszy.
I teraz pytanie: masz w kieszeni dwie monety: lepszą (szczerozłotą) i gorszą (z domieszkami innych metali) o tej samej wartości nominalnej. Właśnie kupujesz obiad i masz zapłacić jedną monetę. Której się pozbędziesz a którą zostawisz dla siebie ? Oczywiście zostawisz sobie lepszą. W ten sposób przyczynisz się do tego, że pieniądz gorszy wyprze pieniądz lepszy. Pieniądz lepszy będzie służył do gromadzenia oszczędności, transakcji zagranicznych, czy ewentualnie do przetopienia go dla celów jubilerskich. A obrót krajowy zostanie zdominowany przez ułomne, monety o faktycznie mniejszej wartości kruszczowej.
Nie miej jednak wyrzutów sumienia. Postąpiłeś rozsądnie i co najważniejsze zgodnie z prawem opisanym przez Mikołaja Kopernika w dziele z roku 1526 zatytułowanym „Monetae cudente ratio” (O sposobie bicia monety), znanym obecnie jako prawo Kopernika-Greshama. Polak Mikołaj Kopernik (1473-1543) i Anglik Thomas Gresham (1512-1579) mniej więcej w tym samym czasie doradzali swoim władcom w zakresie, który dziś nazwalibyśmy polityką monetarną i doszli do podobnych wniosków: że pieniądze o tym samym nominalne znajdujące się w obiegu winny być takie same.
Dziś nie mamy tego typu dylematów, ale to nie znaczy, że prawo Kopernika-Greshama nie działa. W  latach osiemdziesiątych w Polsce mieliśmy słaby pieniądz, który stosunkowo szybko tracił na wartości. Wówczas wiele osób trzymało swoje oszczędności w walutach uznawanych jako lepsze czy bardziej stabilne: dolarach amerykańskich lub markach niemieckich. I znowu stojąc w obliczu wydatku, gdy mogli podjąć decyzję, czy zapłacić pieniądzem lepszym (zagranicznym), czy gorszym (krajowym), tak długo jak mogli wybierali ten gorszy, po to, aby oszczędności trzymać w pieniądzu lepszym.
Dla porządku zaznaczę, że ekonomiści uważają, że postępowanie takie jest zgodne nie tyle z prawem Kopernika-Greshama, co prawem odwrotnym, ale w praktyce to nie ma znaczenia. Liczy się rozsądek, który w finansach jest bardzo ważny.

niedziela, 4 grudnia 2016

003. Dlaczego współczesne pieniądze mają takie nominały.


Dlaczego w ogóle pieniądze mają nominały ?
Bo ciekawą cechą pieniądza jest jego podzielność. Czyli nie sprawdziłby się system pieniężny, w którym obowiązywałaby jedna niepodzielna jednostka. I to nie ma znaczenia, czy tą jednostką byłoby coś, co przypomina dzisiejszy pieniądz (np. moneta nazywana „denarem”) czy jakiś przedmiot (np. „gęś”). Wyobraźmy sobie kraj, w którym płaci się tylko monetami o nazwie „denar” albo tylko gęśmi. Zawsze mogłaby powstać sytuacja, w której inny przedmiot miałby wartość pół denara albo ćwierć gęsi. I jak byśmy zapłacili ?
Mamy więc współczesne pieniądze, które są podzielne. Złoty dzieli się na 100 groszy; Dolar na 100 centów itd. Najmniejszy nominał jest tak mały, że już dalszy podział nie miałby sensu, ale wystarczający, żeby zapłacić za nawet stosunkowo małowartościowe przedmioty czy usługi.
Najmniejszy nominał ma tę cechę, że można nim zapłacić każdą kwotę, ale posługiwanie się wyłącznie nim byłoby problematyczne. Weźmy polskie grosze. 1 grosz waży 1,64 g. Gdybyśmy więc chcieli zapłacić samymi jednogroszówkami za  słodką bułkę wartą 1 złoty musielibyśmy mieć sto monet jednogroszowych, które ważyłyby 164 gramy. Taki sobie mały woreczek, który można dostać w bankach, i który mieści się w kieszeni. Ale już zakup laptopa o wartości 2.000 złotych wymuszałby na nas przygotowanie jednogroszówek o wadze 328 kg. Czyli do sklepu trzeba by się wybrać z grupą przyjaciół. Zapłata jednogroszówkami za samochód osobowy o wartości 50.000 zł wymagałby już wynajęcia ciężarówki, bo trzeba by przewieźć 8,2 tony monet. Absurd, zresztą popatrzcie na tabelkę:

Przedmiot
kwota w PLN
liczba jednogroszówek
waga jednogroszówek  w gramach
waga jednogroszówek w kilogramach
Bułka
1
100
164
0,164
Pizza
20
2 000
3 280
3,3
Laptop
2 000
200 000
328 000
328,0
Samochód osobowy
50 000
5 000 000
8 200 000
8 200,0
Mieszkanie
400 000
40 000 000
65 600 000
65 600,0


Mamy więc różne nominały. W Polsce od jednego grosza do dwustu złotych. Można więc zapłacić bez konieczności tachania dużych ciężarów. Można zresztą jeszcze dokonać zapłaty pieniądzem elektronicznym, czyli przelewem (który nie ma wagi) albo plastikowym, czyli kartą bankową (moja ulubiona karta waży 4 gramy – przed chwilą ją zważyłem). Na monetach i banknotach występują jednak tylko nominały związane z wartościami 1, 2, 5 i 10. Czy zastanawialiście się dlaczego ?

1 to proste: to owa najmniejsza wartość zapewniająca wyrażenie każdej kwoty.

10 ? Funkcjonujemy w systemie dziesiętnym, więc obecność 10 jest niejako naturalna.

Ale dlaczego 2 i 5 ? Oczywiście 10 jest podzielne przez 2 i 5. Ale to nie wszystko. Jest jeszcze jedna ciekawa cecha tej pary cyfr. Otóż przy pomocy kombinacji dwójek i piątek można wyrazić każdą liczbę całkowitą większą niż 3. Czyli mając w portfelu tylko dwójki i piątki zapłacę każdą pełną kwotę od 4 do plus nieskończoności. Nie wierzysz ? To popatrz:

Bez problemu kombinacją dwójek i piątek zapłacę 4. Na stole lądują dwie dwójki.

Żeby zmienić 4 na 5, chowam te dwie dwójki z powrotem do portfela i wyjmuję jedną piątkę.

Żeby zapłacić 6, zabieram piątkę i wykładam w jej miejsce trzy dwójki.

Następnie: chowam dwie dwójki i wykładam jedną piątkę. Mam więc w sumie 7.

Zaczynasz rozumieć zasadę ? Albo chowam dwie dwójki i wyciągam piątkę, albo chowam piątkę i zastępuję ją trzema dwójkami. Zawsze w ten sposób powiększę sumę na stole o 1. I mogę tak w nieskończoność. Byleby tylko nie zabrakło monet w moim portfelu.

Nawiasem mówiąc powyższe rozumowanie to dowód przeprowadzony zgodnie z zasadami indukcji matematycznej. Bo finanse to też matematyka !

czwartek, 1 grudnia 2016

002. Pieniądz.


Nie byłoby finansów, gdyby nie było pieniądza. Warto więc zacząć od niego.
Oczywiście handel jest starszy niż pieniądz. Od zarania dziejów ludzie wymieniali między sobą przedmioty. Najpierw te znalezione, potem również wyprodukowane. Z czasem w społecznościach ludzkich znaczenia nabrała specjalizacja: o ile początkowo ten sam człowiek produkował broń a potem polował z jej użyciem, to w późniejszym okresie bardziej optymalne dla społeczności było, że jeden osobnik zajmował się produkcją broni a inny polowaniem. Obaj niejako byli specjalistami w swoich dziedzinach a owoce ich specjalizacji podlegały wymianie (ja Tobie udostępnię broń, a Ty mi przyniesiesz część upolowanej zwierzyny). Taki handel nazywamy barterem (przedmiot za przedmiot).

Handel barterowy niósł jednak ze sobą pewne ograniczenia. Przede wszystkim między stronami transakcji musiała wystąpić zbieżność potrzeb, czyli mniej więcej w tym samym czasie producent łuku musiał mieć ochotę na mięso, a myśliwemu akurat brakowało broni. Niektóre przedmioty miały na tyle wąskie zastosowanie albo na tyle nietypową charakterystykę, że było bardzo trudno ustalić ich wartość w relacji do innych przedmiotów, z których człowiek korzystał częściej. Wartość przedmiotów w czasie też była zmienna. Kłopotliwa była też wymiana handlowa na większe odległości, gdyż wiązała się z dużym wysiłkiem przy transporcie.

Dlatego ludzie zawsze poszukiwali środka uniwersalnego, który sam sobą reprezentowałby wartość. Który byłby powszechnie akceptowalny, który byłby jednolity, względnie trwały i którego można by dzielić na mniejsze wartości.

Tak właśnie powstał pieniądz.

A czym jest? Przede wszystkim powszechnie akceptowalnym środkiem wymiany, który pozwala także na prowadzenie kalkulacji (np. opłacalności przedsięwzięć) i gromadzenie bogactwa.

I dzięki niemu istnieją finanse.