096. Ekonomia i polityka: jaki powinien być wiek emerytalny?


System emerytalny od czasu do czasu rozbudza emocje. Ostatnio, gdy zmieniano wiek emerytalny. Najpierw podniesiono go w górę, do 67 lat dla kobiet i mężczyzn. Kolejny rząd podjął natomiast decyzję o stopniowym obniżeniu wieku emerytalnego do poziomu 60 lat dla kobiet i 65 dla mężczyzn. To była ewidentna rozgrywka polityczna. 

Czy można jednak ustalić wiek emerytalny w oderwaniu od polityki? Bazując wyłącznie na modelach matematyczno-ekonomicznych?

Pruski system emerytalny.


W wielu miejscach można wyczytać, że większość współczesnych systemów emerytalnych jest w pewnym sensie kopią systemu wprowadzonego w Prusach w roku 1880. Generalnie tak właśnie jest: pracujący płacą, a pieniądze wędrują do emerytów, po drodze finansując administrację emerytalną. System obowiązujący w Prusach całkowicie się bilansował. Wynikało to z tego, że przeciętna długość życia wynosiła wówczas 45 lat, a emerytury otrzymywały osoby po przekroczeniu siedemdziesiątki. Te 25 lat różnicy stanowiło wystarczający margines, aby pieniędzy starczyło dla emerytów i pokaźnej grupy urzędników nadzorujących system.

Niektórzy uważają, że tu właśnie było ukryte oszustwo: statystyczny Prusak nie dożywał bowiem emerytury. To rażące uproszenie, bo za średni czas życia wynoszący ledwie 45 lat odpowiadały bowiem głównie zgony niemowląt, czyli osób, które nie miały okazji wejść do systemu emerytalnego, ani jako płatnicy, ani tym bardziej benefcjenci. Wskaźnik umieralności niemowląt w Prusach na początku XX wieku wynosił około 20% (źródło: Dariusz K. Chojecki Umieralność niemowląt w „polskich" rejencjach Prus na początku XX wieku). Trzydzieści lat wcześniej mógł dochodzić do 30%, co oznaczałoby, że faktyczna średnia długość życia osoby, która nie zmarła jako niemowlę wynosiła ok. 64 lat. Faktyczny margines w systemie emerytalnym wynosił więc około 6 lat i był wystarczający, aby go w pełni zbilansować.

Pruski system emerytalny miał ewidentnie charakter państwowy. Jak pisze Yuval Noah Harari „jego głównym celem było zapewnienie lojalności obywateli”. Było to więc rozwiązanie o charakterze politycznym, chociaż trzeba przyznać, że było dość trafnie oparte o realia społeczno-ekonomiczne. Jeśli odnosimy go do współczesnych realiów to trzeba przede wszystkim zauważyć, że zniknął margines zapewniający bilansowanie się systemu. Pojawiła się natomiast luka o przeciwnym znaku (przeciętna długość życia jest większa niż wiek emerytalny). Nie dziwi więc, że pieniędzy nie wystarcza i konieczne są dopłaty z budżetu.

Szkocka ekonomia emerytalna.


Rozwiązaniem w pełni opartym o prawa statystyki i ekonomii był system ubezpieczeń wprowadzony w 1744 roku w szkockim Kościele Prezbiteriańskim. Jego celem było zapewnienie płatności rent na rzecz żon i dzieci nieżyjących pastorów. Autorami rozwiązania byli szkoccy duchowni Alexander Webster i Robert Wallace, którzy stanęli przed dylematem, w jaki sposób określić wysokość składki, która zapewniłaby stabilność całego systemu.

Inicjatywa ta była w pełni prywatna, Webster i Wallace nie mieli tak jak Bismarck do dyspozycji aparatu państwowego, więc sami musieli przeprowadzić cały szereg analiz dostępnych danych demograficznych w tym opartych o rejestry narodzin i zgonów dzisiejszego Wrocławia. Ich wnioski były następujące: „W dowolnym momencie w Szkocji żyje 930 pastorów prezbiteriańskich. Każdego roku przeciętnie 27 z nich umrze, z czego 18 pozostawi po sobie żony, a 5 osieroci dzieci w wieku do lat 16”. Przeanalizowali następnie losy wdów po pastorach (ich zgony albo ponowne zamążpójścia wstrzymywało płatności rent) i doprowadziło ich do wniosku, że właściwą wysokością składki jest „2 funty, 12 szylingów i 2 pensy rocznie”, co zapewni roczną rentę w wysokości 10 funtów.

Zdumiewające jest to, że autorzy programu niejako przy okazji sporządzili prognozę stanu środków funduszu na kilkadziesiąt lat do przodu i po 21 latach okazało się, że pomylili się o 1 funta (słownie: jednego funta szterlinga, na zamknięcie roku 1765 zaprognozowali bowiem wysokość 58.348 funtów, a w rzeczywistości w kasie było o 1 funta mniej). Nawiasem mówiąc to przedsięwzięcie istnieje do dziś. Nazywa się Scottish Widows i jest jednym z największych funduszy emerytalnych na świecie.

Ta historia dowodzi, że system emerytur można oprzeć na matematyce. Samo rozumowanie Webstera i Wallace’a nie jest wcale nadzwyczajne: zastanowili się nad tym, ile pieniędzy wejdzie do systemu i ile z niego wypłynie. Choć danych jest sporo, to równanie to samo rozwiązanie jest dość intuicyjne i da się je rozwiązać.

Współczesne systemy emerytalne.


Są wypadkową obliczeń matematycznych i polityki państwa.

Matematyka nie działa na ich korzyść. Niestety. Za czasów Bismarcka średnia długość życia wynosiła 45 lat (ok. 64 lat po wykluczeniu zgonów niemowlęcych). GUS informuje, że średnia długość życia w Polsce wynosi obecnie 81,9 lat (kobiety) i 73,9 lat (mężczyźni). Żyjemy dłużej niż Prusacy (10-18 lat), a na emeryturę przechodzimy wcześniej (5-10 lat). Z punktu widzenia matematyki to się nie spina…

Kolejnymi zmiennymi są: wysokość składki i wysokość emerytury. W powszechnym systemie emerytalnym tu pojawia się rola państwa. Jeśli emerytury będą za niskie, to system przestanie mieć sens. Po co zbierać kasę na starość w systemie, który potem będzie wypłacał żałośnie niskie kwoty?

Teoretycznie można sterować wysokością stawki. Ale tylko teoretycznie. Już teraz obciążenia ubezpieczeniowe polskich wynagrodzeń są wysokie. Jeśli zostaną podniesione, to będziemy tracić na konkurencyjności. A zauważmy, że w zglobalizowanym świecie naszymi konkurentami są nie tylko Niemcy i Francuzi, ale i obywatele państw, w których systemów emerytalnych w ogóle nie ma…

Z matematyki wynika, że jedyną istotną zmienną w systemie emerytalnym do zarządzania pozostaje wiek przejścia na emeryturę. I skoro ludzie żyją coraz dłużej, to ten wiek będzie raczej podnoszony…

Polityka społeczna.


Jest jeszcze państwo i jego polityka społeczna. Czyli mówiąc wprost transfer środków z budżetu do systemu emerytalnego, dzięki czemu wiek emerytalny nie musi być windowany wprost proporcjonalnie do wydłużania się czasu życia.

Dziś to norma. Pesymiści mówią, że budżety państw tego nie wytrzymają. Na dłuższą metę mają rację. Ale o ile zdarzało się wielokrotnie, że państwa bankrutowały (ogłaszały zewnętrzną niewypłacalność i przestawały obsługiwać swoje zadłużenie), to nie znam przypadku, żeby jakiś kraj w całości wyłączył system emerytalny.

Emerytalna konkurencja międzynarodowa.

Tutaj są raczej słabe wiadomości. W roku 2016 średni efektywny wiek przechodzenia na emeryturę w krajach OECD wynosił 65,1 lat (mężczyźni) i 63,6 lat (kobiety). W Polsce było to odpowiednio 62,6 i 59,8 lat. Nad tym będziemy musieli popracować, bo nasz system już teraz jest bardziej obciążony niż państw, z którymi się porównujemy. I to zwłaszcza w przypadku kobiet. Zresztą zobaczcie sami:


Jarosław Kaczyński powiedział ostatnio, że "69 lat to nie wiek, aby przejść na emeryturę". Mówił wprawdzie o sobie i swoich planach, ale być może to zdanie powinno dać nam wszystkim do myślenia...