042. Skutki "poprawiania" wolnego rynku.

Nie mam własnych doświadczeń ze studiowania ekonomii socjalizmu. Od starszych kolegów słyszałem, że był taki przedmiot na studiach i że był to dramat, bo wszystkiego trzeba było się uczyć na pamięć i nic nie było logiczne.


Przed rokiem 1989 na uczelniach ekonomicznych wykładano też ekonomię kapitalizmu. Ta dla odmiany była ponoć intuicyjna i oczywista. I tak naprawdę nie było się czego uczyć, bo wystarczyło pomyśleć: cena maleje, więc kupię więcej i już wiadomo, ze krzywa popytu opada w prawo. A krzywa podaży odwrotnie i już mamy gotowy najważniejszy wykres ekonomii, bez konieczności ślęczenia nad książkami.

UWAGA! To tylko reklama! W pełni oczywiste są tylko podstawy. Dlatego ośmielam się o nich mówić prostym językiem. I dlatego uważam, że każdego stać, aby je poznać i zrozumieć. A ponad nimi jest cały szereg złożonych praw ekonomii, bo ekonomia jest złożoną nauką, z której można zrobić doktorat, uzyskać profesurę a nawet odebrać Nagrodę Nobla, czego życzę wszystkim czytelnikom.

Proponuję więc zabawić się w symulację „poprawienia” wolnego rynku, który idealny nie jest i zawsze się znajdzie pozaekonomiczny powód, aby go zbliżyć do „ideału”. To, co z takiego „poprawiania” wyjdzie można wyczytać z wykresów podaży i popytu.

Rynek w równowadze.

Niech to będzie rynek mięsa. Oczywiście rynek mięsa jest niejednolity, bo obejmuje i dojrzewającą trzy lata szynkę parmeńską i mięso zmielone wczoraj „ze wszystkiego, co było w rzeźni”. Pomińmy tę różnorodność. Przyjmujmy że jest tylko jeden rodzaj mięsa, który ma jedną cenę i tę właściwość, że ludzie chcą je kupować.

W normalnych warunkach na takim rynku wykreuje się cena rynkowa, bliska ceny równowagi, czyli będziemy mieć sytuację, w której całość mięsa zaoferowanego przez sprzedawców znajdzie swoich nabywców, a wszyscy chętni na mięso kupią je sobie bez trudu. Tę sytuację obrazuje znany nam wykres, na którym podaż (S) = popyt (D).

Polityka, czyli intencje władzy zawsze są słuszne.

Wyobraźmy sobie, że miłościwie panujący władca Książę Serdelek Pierwszy wpada na pomysł, aby jego poddani byli jeszcze bardziej zadowoleni, a będą bardziej zadowoleni, gdy cena mięsa będzie niższa. Będą wówczas mogli kupić więcej, a nawet jeśli nie kupią więcej to zaoszczędzą więcej, więc też będą bardziej zadowoleni.

Książe Serdelek Pierwszy wydaje więc edykt, na mocy którego w całym państwie ustala się cenę mięsa niższą niż cena równowagi. Książęca prasa zamieszcza wspaniałe artkuły o nowej, cudownej rzeczywistości, lud wiwatuje i rozpala grille. Smutni są jedynie ekonomiści, dostawcy mięsa oraz wszyscy rozsądni poddani księcia, bo jakoś mają wrażenie, że zaczynają się kłopoty...

Rynek a cena urzędowa.

Zgodnie z zasadami ekonomii niższa cena sprawia, że rośnie popyt i spada podaż. Popyt wzrośnie od razu, bo cena od razu będzie niższa. Podaż zmaleje z pewnym opóźnieniem, bo w chwili wejścia w życie reformy cenowej w hodowli będzie tyle samo zwierząt, co zwykle i trzeba będzie coś z nimi zrobić, czyli dostarczyć do rzeźni.  Ale z czasem zapał dostawców mięsa będzie spadał. I podaż mięsa też. Ustabilizuje się wielkość popytu Qd i mniejsza od niego wielkość podaży Qs.  Pojawi się trwały niedobór (różnica pomiędzy Qd i Qs). Rynek będzie więc wyglądał, jak na wykresie obok.

Z punktu widzenia nabywcy cena będzie wprawdzie niższa, ale możliwości kupna też. Czy to sprawi, że będzie zadowolony?

Konieczność reform, czyli znowu polityka.

Co z tego, że cena mięsa jest niższa, jeśli nie można go kupić? Stopniowo będzie rosło niezadowolenie ludu. Więc Książe Serdelek Pierwszy staje w obliczu decyzji, co zrobić z gospodarką mięsa. W uproszczeniu do wyboru ma następujące scenariusze:

  • Urynkowienie cen mięsa, czyli powrót do sytuacji sprzed wprowadzenia ceny urzędowej. Ale oznaczać to będzie przyznanie się do błędu, no i pojawi się nowy rodzaj niezadowolenia społeczeństwa (bo ceny wzrosną). Więc lepiej nie...
  • Import mięsa w ilości likwidującej niedobór. Ale cena zakupu będzie rynkowa (a nawet nieco wyższa, jeśli zagraniczni wrogowie księcia zechcą wykorzystać sytuację, żeby zarobić więcej), a w kraju trzeba będzie sprzedawać mięso po cenie urzędowej. Operacja importu będzie się więc odbywać ze stratą, którą trzeba będzie sfinansować. Więc lepiej nie...
  • Zwiększenie podaży. Ale jak skłonić producentów do produkcji przy warunkach cenowych, które im nie pasują? Można oczywiście wprowadzić dopłaty, ale to jest kosztowne dla budżetu. Więc prościej jest znacjonalizować producentów mięsa i zarządzać produkcją (czytaj nakładać plany produkcyjne) z poziomu książęcego ministerstwa. Ale to nie wystarczy. Bo przecież producenci mięsa korzystają z produktów innych branż i nie będą w stanie dokonywać zakupów na zasadach rynkowych, jeśli sami będą sprzedawać po cenach nierynkowych. Pojawia się więc pokusa, aby znacjonalizować co tylko się da...
  • Ograniczenie popytu. Jeśli ludzie będą kupować mniej to będzie mniejszy niedobór. Wprawdzie prawa ekonomii pchają ich do większych zakupów, ale można to ograniczyć administracyjnie, czyli wprowadzić kartki na mięso. Dodatkowo książęce media mogą zacząć promować „zdrowy tryb życia” (czyli pochwałę diety bezmięsnej) i to też pomoże ograniczyć popyt. Super pomysł, prawda? Idealny i prawie bezkosztowy…

Czarny rynek.

Nie przypomina Wam to czegoś? Tak działa gospodarka socjalistyczna. Z doświadczenia wiemy, że w takiej sytuacji obok oficjalnego rynku tworzy się rynek równoległy (zwany przez władzę „czarnym rynkiem”), na którym obowiązują ceny zbliżone do cen równowagi, a więc wyższe niż na rynku oficjalnym. W takiej sytuacji opłaca się przenosić towar kupiony po cenie urzędowej na czarny rynek, co jeszcze bardziej zwiększa deficyt towaru na rynku oficjalnym. Więc władza musi walczyć z czarnym rynkiem, mnożyć kontrole, wyłapywać spekulantów, czyli z punktu widzenia państwa ponosić koszty pilnowania, aby nierynkowa gospodarka pozostała nierynkowa.

Dziś trudno to sobie wyobrazić, ale walka państwa z nieprawidłowościami na rynku regulowanym (czytaj walka z prawami ekonomii) potrafi być bardzo bezwzględna, a jej kresem są nawet wyroki śmierci. Tak właśnie zdarzyło się w Polsce w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Temu epizodowi historii gospodarczej PRL, który znany jest jako afera mięsna, poświęcę następny post, do którego już dziś zapraszam.

Polska doświadczyła także urynkowienia cen. Całkiem niedawno, bo w sierpniu 1989 roku. O tym też napiszę…

Masz jeszcze ochotę na "poprawianie" wolnego rynku?