Prostym językiem o ekonomii ...

środa, 27 czerwca 2018

085. Co się dzieje, gdy padnie bank?



Nikomu nie życzę, żeby bank, w którym trzyma pieniądze, miał kłopoty. Ale skoro istnieje w Polsce system gwarantowania depozytów, to warto wiedzieć, jak on zadziała w praktyce. Czyli w sytuacji, gdy będzie potrzebny, żeby uprawniona osoba otrzymała pieniądze. Tym bardziej, że – niestety – od czasu do czasu problemy banków (a częściej SKOK-ów) się zdarzają, co najlepiej widać na stronie internetowej Bankowego Funduszu Gwarancyjnego, gdzie w zakładce „Trwające wypłaty” mamy 13 pozycji (11 SKOK-ów i 2 banki). Taka prawda. Zobaczcie sami TUTAJ.


Zawieszenie działalności banku.


Punktem wyjścia jest decyzja Komisji Nadzoru Finansowego o zawieszeniu działalności banku albo SKOK-u. Następuje to wówczas, gdy bank lub kasa utraciły już swoją płynność (czyli nie regulują już zobowiązań w zakresie wypłaty pieniędzy swoim klientom) albo, gdy dokumenty wskazują na to, że płynność utracą w przyszłości (czyli, gdy z bilansu wynika, że aktywa nie są wystarczające dla pokrycia zobowiązań).

Na tym etapie procedury, możliwe jest jeszcze, że taki problematyczny bank, zostanie przejęty przez inny, który poradzi sobie z problemami banku przejmowanego. Jeśli jednak nie znajdzie się chętny, albo chętny jest, ale w ocenie KNF nie poradzi sobie w trudnościami banku przejmowanego, składany jest wniosek o upadłość i to rozpoczyna twardą procedurę gwarancyjną.

Jak się dowiem, że mój bank ma zawieszoną działalność?




Odczujesz to na własnej skórze, tzn. nie wypłacisz gotówki i nie zrealizujesz przelewu. Najprawdopodobniej nawet nie wejdziesz do placówki bankowej i do modułu płatności w bankowości internetowej. Tam też będą stosowne komunikaty.

Na pewno poinformuje o tym Bankowy Fundusz Gwarancyjny, a temat przez pewien czas będzie obecny w mediach.

Do gry wchodzi BFG.


W międzyczasie BFG będzie już pracował nad organizacją gwarantowanych wypłat.

W ciągu trzech dni powstanie lista deponentów, czyli osób uprawnionych do otrzymania pieniędzy. Prawdę mówiąc dla sektora bankowego nie jest to trudna operacja. Banki generalnie wiedzą kto, ile trzyma u nich pieniędzy. Chodzi o sporządzenie listy uwzględniającej kwoty podlegające wypłacie, ale to także jest proste. Nie słyszałem o kłopotach na tym etapie procedury.

BFG ma siedem dni na podjęcie decyzji, który bank będzie dokonywał wypłat w jego imieniu. Dla klienta upadłego banku to pierwsza istotna informacja, bo wynika z niej, gdzie się udać po pieniądze i ile jest na to czasu. Decyzja podejmowana jest w formie uchwały podawanej do publicznej informacji, i można z niej wyczytać wiele innych, ciekawych informacji, w tym jaka kwota będzie w sumie wypłacone i skąd BFG weźmie na to pieniądze.

Skąd BFG bierze pieniądze na wypłaty?


Upadłość nawet niewielkiego banku to ogromne kwoty gwarantowanych wypłat. W listopadzie 2015 roku rozpoczęto procedurę wypłat gwarantowanych klientom Spółdzielczego Banku Rzemiosła i Rolnictwa. Możliwe, że o nim nie słyszałeś. Prawdopodobnie nie byłeś jego klientem, bo to mało znany bank, niewielki i działający niszowo.

Może i mały, ale do wypłaty ze środków gwarantowanych było nieco ponad 2 miliardy złotych. Dwa miliardy złotych, których oczywiście BFG nie miał.

Skąd je wziął? „Od podmiotów objętych systemem gwarantowania”. Czyli od innych banków i SKOK-ów. Prawdę mówiąc nie do końca prawdziwe jest stwierdzenie, że BFG gwarantuje wypłaty. BFG kontroluje proces zbierania pieniędzy od innych banków, po to, aby wypłacić je klientom banku, który upadł. Ale pieniądze pochodzą z innych banków.

Dlatego banki nie lubią, jak ich konkurent bankrutuje. Bo choć oznacza to, że „na rynku robi się luźniej”, to niestety zapłacić trzeba. Ile? To zależy od wielkości banku. I tego, który upadł. I tego, który ma płacić. Generalnie, im większy bank, tym więcej płaci. W przypadku Spółdzielczego Banku Rzemiosła i Rolnictwa – podkreślam małego i niszowego banku – największy płatnik, czyli PKO BP musiał zapłacić prawie 338 milionów. A taki Bank Spółdzielczy we Wręczycy Wielkiej raptem tylko 40 tys. złotych. Podejrzewam jednak, że w obu przypadkach te kwoty były podobnym wyzwaniem dla zarządów banków i w podobnym stopniu podobnie je osłabiały. Zainteresowanych odsyłam do pełnego zestawienia instytucji zrzucających się akurat na tę upadłość, która jest jawna i dostępna pod
A wyobraźmy sobie, co by było, gdyby upadł bank dziesięć razy większy… W uproszczeniu kwoty, o których mowa wyżej byłyby dziesięć razy większe. To mogłoby wywołać kłopoty kolejnych banków...

Nie ma co się cieszyć z upadłości banku.


Banki się nie cieszą, bo muszą się zrzucić.

Pracownicy banków też nie, bo zrzutka na upadający bank obniża zysk ich własnego banku, więc pomniejsza pulę premii i szanse na podwyżki.

Klienci banków też nie powinni się cieszyć, bo banki przecież będą chciały sobie odbić nadzwyczajny koszt związany z dopłatą do BFG, czyli finalnie podnieść ceny swoich usług. Kto więc ostatecznie zapłaci za upadłość innego banku? Właśnie…

Konkretnie: Jak odebrać pieniądze?


Trzeba się udać do banku realizującego wypłaty i wypłacić w gotówce, albo zlecić płatność na swoje konto. To jest podstawowa droga, która jest ściśle określona: w uchwale BFG znajduje się lista placówek bankowych, w których można tego dokonać i termin, w jakim będzie to możliwe.

Może się jednak zdarzyć, że umknie nam i fakt upadłości banku i okres, w jakim inny bank dokonuje gwarantowanych wypłat. To jeszcze nie tragedia, bo po pieniądze można się zgłaszać do samego BFG przez pełne 5 lat od zawieszenia działalności banku. Dopiero po tym okresie gwarantowane środki przepadają…

A co z pieniędzmi, które przekraczają kwotę gwarantowaną?


Można bowiem mieć w banku więcej niż 100.000 euro. Co z tymi pieniędzmi? Wchodzą w skład masy upadłościowej. Należy zgłosić to sędziemu-komisarzowi w terminie wskazanym w postanowieniu o upadłości i czekać…

Trzeba tak zrobić, ale wielkich nadziej na odzyskanie tych pieniędzy raczej mieć nie należy Taka prawda.

Z innej beczki: a co z kredytem, gdy upadnie bank?


Wiele osób sądzi, że kredytu nie trzeba będzie wówczas spłacać. Niestety. Upadłość banku nie zwalnia kredytobiorcy z obowiązków określonych umową. Ogłoszenie upadłości nie zmienia faktu, że umowa jest ważna. Trzeba spłacać raty i odsetki. A zarobek upadłego banku na tym kredycie jest źródłem pokrycia kosztów działalności banku i zaspokojenia roszczeń tych klientów, którzy na gwarancję BFG się nie załapali.

Większy problem będą mieć natomiast ci klienci upadającego banku, którzy otrzymali kredyt, ale nie zdążyli go uruchomić. Taka umowa ulega rozwiązaniu z dniem ogłoszenia upadłości banku. Czyli trzeba będzie szukać innego banku kredytującego.

Szczególną sytuację będą mieć klienci, którzy kredyt uruchomili tylko częściowo, bo pozostałej części kredytu już nie otrzymają, a zabezpieczenia pewnie są już ustanowione. W takich przypadkach trzeba będzie znaleźć bank, który zrefinansuje ten częściowo uruchomiony kredyt. To jest do zrobienia, ale związane jest z dodatkowym wysiłkiem i zamieszaniem, które - jeśli wystąpi na przykład w trakcie budowy domu - może być problemem...

I to jest kolejny powód, żeby nie cieszyć się z upadłości banków. Bo każda taka upadłość oznacza problemy dla wielu osób. Niestety także dla zwykłych ludzi...



środa, 20 czerwca 2018

084. W jaki sposób Bankowy Fundusz Gwarancyjny pilnuje naszych pieniędzy?

W wielu bankach można zobaczyć tabliczkę informującą, że pieniądze w nich zgromadzone są gwarantowane przez Bankowy Fundusz Gwarancyjny. Jest to informacja zapewniająca klientów, że ich środki powierzone temu bankowi są bezpieczne.

Co to jednak konkretnie oznacza? Jakie są zasady gwarantowania pieniędzy wpłaconych do banku w Polsce? I wreszcie co się dzieje, gdy bank, któremu powierzyliśmy pieniądze wpada w kłopoty? Na te pytania odpowiem w tym i w kolejnym artykule.

Bankowy Fundusz Gwarancyjny.


W Polsce gwarantowaniem środków zgromadzonych w bankach i kasach zajmuje się Bankowy Fundusz Gwarancyjny. Jednak jego zadania są o wiele szersze niż tylko owo „gwarantowanie”. Otóż przede wszystkim BFG patrzy na ręce bankom, analizuje ich poczynania i w przypadku zdiagnozowania niebezpieczeństw podejmuje działania wobec zagrożonych banków i ich zarządów. Priorytetem jest aby nie dopuścić do sytuacji, w której gwarantowanie wkładów okaże się potrzebna. Dopiero, gdy taka sytuacja wystąpi (zawieszenie działalności banku przez Komisję Nadzoru Finansowego albo złożenie wniosku o upadłość banku), zadaniem BFG staje się zorganizowanie procesu wypłat na rzecz klientów banku.

Bankowy Fundusz Gwarancyjny działa na rzecz stabilności krajowego systemu finansowego: gwarantuje depozyty zgromadzone w bankach i kasach oraz odpowiada za przeprowadzanie przymusowej restrukturyzacji instytucji finansowych zagrożonych bankructwem.



Co jest gwarantowane?


Przede wszystkim środki pieniężne zgromadzone w dowolnej walucie na wszelkich rodzajach rachunków bankowych. Ale także należności deponenta (klienta banku lub kasy) wynikające z umów rachunku bankowego, czyli odsetki naliczone zgodnie z zawartą umową za okres do dnia spełnienia warunku gwarancji (zawieszenia działalności banku albo złożenia wniosku o jego upadłość).

A co nie?


Nie jest tak, że gwarancji podlega każda kwota wpłacona do banku. W szczególności poza systemem gwarantowania są:

Środki wpłacone do banku spółdzielczego albo spółdzielczej kasy oszczędnościowo-kredytowej tytułem udziałów, wpisowego albo wkładów członkowskich.

Środki wpłacone do banku związane z zakupem produktu finansowego, którego sprzedawcą jest podmiot inny niż bank (np. towarzystwo ubezpieczeniowe, fundusz inwestycyjny), a bank pełni jedynie rolę pośrednika w transakcji.

I zwłaszcza w tym drugim elemencie należy zachować ostrożność i zdrowy rozsądek. Może się bowiem okazać, że przerzucenie oszczędności z lokaty na inny produkt oferowany nam przez pracownika banku, pozbawi nas gwarancji BFG. Warto się o to zapytać. Niezależnie jednak od odpowiedzi należy pamiętać, że jeśli stroną podpisywanej przez nas umowy nie jest bank albo SKOK, to gwarancja BFG nie będzie obowiązywać.

Ile jest gwarantowane?


Maksymalna kwota, jaka może być zwrócona jednemu klientowi banku lub kasy wynosi równowartość z złotych kwoty 100.000 euro. Niezależnie od liczby rachunków, jakie posiadasz w banku otrzymasz maksymalnie 100.000 euro, ale jest tu kilka wyjątków.

Po pierwsze odrębnie traktuje się każdego współposiadacza rachunku i dotyczy to także posiadaczy małoletnich. W praktyce oznacza to, że jeśli masz rachunek wspólny z mężem/żoną to w przypadku wypłaty z gwarancji BFG możecie otrzymać nawet 200.000 euro, a jeśli z mężem/żoną i dzieckiem to nawet 300.000 euro. W takich przypadkach środki zgromadzone na rachunkach wspólnych są dzielone pomiędzy współposiadaczy po równo, albo zgodnie z postanowieniami umowy rachunku (jeśli umowa takie postanowienie zawiera) i każdy z nich może otrzymać maksymalnie 100.000 euro.

Po drugie w przypadku, gdy środki na rachunku bankowym pochodzą:
  • Ze sprzedaży mieszkania lub domu (ale niezwiązanego z prowadzeniem działalności gospodarczej),
  • Z podziału majątku po ustaniu małżeńskiej wspólnoty majątkowej,
  • Ze spadku lub otrzymanego zachowku,
  • Z wypłat ubezpieczeń (NNW albo ubezpieczeń na życie),
  • Z wypłat odpraw pieniężnych, emerytalnych lub rentowych,
  • Z odszkodowań i zadośćuczynień
to kwota gwarancji jest podwyższona do 200.000 euro, ale wymaga to przedstawienia Bankowemu Funduszowi Gwarancyjnemu dowodów, że środki na rachunku pochodzą z ww. tytułów.

Które instytucje finansowe są objęte systemem gwarancji BFG?


Najprościej jest ze spółdzielczymi kasami oszczędnościowo-kredytowymi. Każda jest w systemie gwarancji BFG i nie ma co się nad tym zastanawiać.

Z bankami sprawa jest trochę bardziej skomplikowana. W systemie są wszystkie banki mające siedzibę na terenie Rzeczypospolitej Polskiej, za wyjątkiem Banku Gospodarstwa Krajowego, który jest jedynym bankiem państwowym i jako taki jest objęty gwarancją ze strony Skarbu Państwa. Wracając do banków: kluczem jest siedziba nie ma znaczenia kraj pochodzenia kapitału, ani forma prawna (spółka akcyjna czy bank spółdzielczy). Jeśli siedziba jest w Polsce, to z automatu bank podlega pod gwarancje BFG.

W przypadku oddziałów banków zagranicznych (są takie na terenie naszego kraju), BFG gwarantuje depozyty wyłącznie w zakresie, w jakim system gwarantowania depozytów w państwie - siedzibie banku zagranicznego nie zapewnia wypłaty środków zgodnie z polskimi przepisami. Czyli: gdyby wystąpiła konieczność korzystania z gwarancji depozytu wpłaconego do oddziału banku zagranicznego, to najpierw korzystamy z systemu gwarancji obowiązującego w kraju-siedzibie banku, a gdyby ten system był słabszy od polskiego, to tę różnicę „wyrówna” BFG.

Czy na pewno dostanę pieniądze z BFG?


Na pewno. W szczególności, jeśli jesteś klientem banku jako osoba fizyczna (zwykłym Janem Kowalskim) nie masz się czym martwić. Przepisy mówią, kto nie jest objęty ochroną, ale dotyczy to przede wszystkim Skarbu Państwa, innych banków, SKOK-ów, instytucji finansowych, firm inwestycyjnych i emerytalnych, czyli podmiotów, które powinny się znać na tym, komu powierzają swoje pieniądze.

Nie dziwi więc, że ochroną gwarancyjną nie jest objęty też sam BFG, bo w końcu na bezpieczeństwie wkładów zna się najlepiej w Polsce.


środa, 13 czerwca 2018

083. Jak inwestują bogaci?

Wcale nie trzeba lokować pieniędzy tylko w banku. One rzeczywiście są tam bezpieczne. Ale w dzisiejszych realiach dają niestety niewielki zarobek. Kusi więc możliwość inwestowania w waluty obce, obligacje, nieruchomości, dzieła sztuki i nie tylko. O nieograniczonych zarobkach na takich, niekiedy bardzo nietypowych, operacjach można poczytać w wywiadach z bardzo bogatymi ludźmi. Stąd już o krok od decyzji typu „ja chcę tak samo”. Tym bardziej, że to rozumowanie wykorzystują sprzedawcy niezwykłych okazji finansowych. Sęk w tym, że pomijają niektóre aspekty…


Ryzyko i płynność.


Przyjęło się, żeby porównywać lokatę do innych możliwości inwestycyjnych. Jeżeli te porównania ograniczyć tylko do rentowności (inaczej zwrotu, albo po prostu zarobku), to lokata zdecydowanie przegrywa. Lokata jest bowiem inwestycją o najmniejszej rentowności. Niekiedy nawet niższej niż poziom inflacji i wówczas naszych pieniędzy realnie jest coraz mniej.

Ale rentowność to nie wszystko…


Jest jeszcze kwestia bezpieczeństwa i płynności. I w tych obszarach lokata bankowa zdecydowanie wygrywa: nasze pieniądze ulokowane w banku są bezpieczne (odzyskamy je nawet, jeśli bank zbankrutuje) i są maksymalnie płynne (w każdej chwili możemy zerwać lokatę i mieć pieniądze do dyspozycji).
W przypadku innych form inwestowania mamy inne (NIŻSZE) poziomy bezpieczeństwa i płynności. O jednym i drugim przekonali się właśnie inwestorzy w obligacje GetBacku. Ale to skrajny przypadek, w którym widać jak na dłoni, że brak bezpieczeństwa i brak płynności stoją ramię w ramię. Co mam na myśli? Gruchnęła wieść, że z emitentem obligacji jest źle (bezpieczeństwo) to i chętnych na wyemitowane już obligacje nie ma (płynność), a Giełda Papierów Wartościowych zawiesiła notowania akcji.

Jeżeli nie inwestujemy samodzielnie, to bardzo ważne jest, komu powierzyliśmy nasze pieniądze. Kto gwarantuje ich zwrot? Czy jest to Bankowy Fundusz Gwarancyjny, Skarb Państwa, bank, czy tylko firma o intrygującej nazwie i barwnym modelu biznesowym?

Jeżeli zainwestujemy samodzielnie np. w nieruchomości, to po pierwsze nie ma pewności, że ich wartość rynkowa nie spadnie (bezpieczeństwo). I po drugie: spieniężenie nawet najbardziej atrakcyjnej działki budowlanej trwa dłużej niż zerwanie lokaty (płynność). To może zaboleć, jeśli naprawdę będzie nam zależało na czasie. Zwłaszcza, jeśli kupujący się zorientują…

Dywersyfikacja, czyli jeden koszyk to za mało.


Duzi inwestorzy, którzy lokują naprawdę znaczne kwoty, uwzględniają w swoich planach zarówno spodziewany zarobek, jak i płynność i bezpieczeństwo. Dlatego dzielą swoje pieniądze na portfele o różnej charakterystyce (różny poziom zarobku, płynności i bezpieczeństwa). W zależności od sposobu zarządzania tymi pieniędzmi różnicują tylko sposób lokowania (rachunek bankowy, obligacje przedsiębiorstw, nieruchomości, działa stuki), albo uwzględniają też dodatkowe czynniki (np. geografię: część pieniędzy jest ulokowana w Europie, część w Ameryce Południowej a część w Rosji).

Takie postępowanie to dywersyfikacja.

Jej celem jest podzielenie ryzyka na mniejsze fragmenty. Dla każdej inwestycji istnieje prawdopodobieństwo niepowodzenia. Ale prawdopodobieństwo tego, że niepowodzenie wystąpi jednocześnie w kilku naprawdę różnych inwestycjach jest znacznie mniejsze.

Analogicznie: każdy sposób lokowania wiąże się z typową dla siebie płynnością. Jeśli pieniądze zostaną podzielone na portfele uwzględniające także ten czynnik, to w przypadku konieczności szybkiego ich odzyskania, zawsze znajdzie się inwestycja, z której będzie można wyjść bez kłopotu. Prawdopodobieństwo tego, że wszystkie nasze inwestycje okażą się akurat niepłynne, będzie minimalne.

Strategia inwestycyjna.


To świadomy podział pieniędzy pomiędzy sposoby inwestowania, które różnią się oczekiwanym zwrotem (zarobkiem), płynnością i poziomem ryzyka.

Kluczem jest zrozumienie, że zwrot z inwestycji jest tym większy, im większy jest poziom ryzyka. W finansach cudów nie ma. Są natomiast istotne czynniki psychologiczne. Każdy z nas ma inne oczekiwania co do zarobku i inną skłonność do podejmowania ryzyka. Są tacy, którzy ryzyko wykluczają całkowicie. Inni dopuszczają je w charakterystycznym dla siebie zakresie. Jedni mniejszym. Inni większym. To sprowadza się w praktyce do podzielenia swoich zasobów na poszczególne inwestycje.

Wszystkiego nie da się przewidzieć.


Wiele sposobów inwestowania wiąże się z brakiem pewności rezultatów. Analiza historycznych notowań, choć pouczająca sama w sobie, nie zapewnia bezpieczeństwa. Historia uczy, ale nie udziela gwarancji. Z doświadczenia inwestora, który szczyci się, że na akcjach firmy X „zawsze zarabiał 20% rocznie” albo z obserwacji, że „cena waluty Y zawsze rośnie jesienią o 10%” nie wynika, że tak będzie w przyszłości. To błędne myślenie psychologowie nazywają duplikacją przeszłych doświadczeń. I jest równie trafne, co przewidywanie wojny na podstawie tego, że „wyngiel je we wiosce”.

Stop loss. Take profit.


Dlatego wytrawni inwestorzy korzystają z mechanizmu ograniczającego ich straty do ściśle określonej wielkości. Tak! Tak!. Inwestorzy najpierw myślą o ryzyku. I poważnie biorą pod uwagę możliwość niepowodzenia. Korzystają wówczas z mechanizmu stop loss, który spieniężą ich inwestycję, w momencie, gdy strata liczona w czasie rzeczywistym osiągnie ustalony poziom.

Najłatwiej wyjaśnić to na przykładzie notowań giełdowych. Inwestor kupuje akcję spółki ALFA po 10 złotych za akcje i ustawia stop lossa na poziomie 8 złotych. W przypadku, gdy cena akcji spółki ALFA spadnie do poziomu 8 złotych nastąpi ich automatyczna sprzedaż. Inwestor poniesie stratę, ale nie większą niż 20%.

Co ciekawe analogiczny mechanizm stosowany jest w przypadku realizacji zysków. Nazywa się take profit. W obu przypadkach chodzi o to samo: aby odciąć się od myślenia, że kurs się odbije i strata będzie mniejsza, albo że kurs będzie rósł i wciąż zarobię jeszcze więcej. To pułapka…

Czego można się nauczyć od bogaczy?


  • Podejmowania świadomych decyzji. 
  • Dywersyfikowania.
  • Uwzględniania Płynności.
  • Myślenia o potencjalnej stracie.
  • Ustawiania mechanizmów typu stop loss.

Nie ma sensu granie na siłę. Nie ma co udawać, że będziemy inwestować na peruwiańskiej giełdzie, zwłaszcza jeśli nie dysponujemy milionami. Ale jeśli odkładamy na edukację naszych dzieci albo na własną starość, to może nie inwestujmy wszystkiego w ryzykowane przedsięwzięcia…

środa, 6 czerwca 2018

082. Afery finansowe. Dlaczego tracimy w nich pieniądze?

Co jakiś czas media donoszą o wielkich aferach finansowych. Aferach, w których wielu ludzi traci bezpowrotnie swoje pieniądze. Niekiedy dorobek całego życia. Bezpieczna Kasa Oszczędności. Amber Gold. Teraz najprawdopodobniej sprawa GetBack. Co łączy te przypadki? Dlaczego się wydarzyły? Dlaczego ludzie tracą w ten sposób dorobek życia?
Jeśli lubisz sensację i wyznajesz spiskową teorię dziejów, to ten tekst Ci się nie spodoba. Wkurzysz się jeszcze bardziej, gdy Ci powiem, że popełniasz błąd, jeśli myślisz, że to wszystko wina wyłącznie służb i polityków. Może i zawiedli. Może nawet maczali w tym palce. Nic by się jednak nie wydarzyło, gdyby ludzie świadomie podejmowali decyzje. Gdyby krytycznie myśleli o ofertach, które otrzymują. Gdyby korzystali z praw ekonomii. Ale po kolei…

BKO. Amber Gold. GetBack. Podobieństwa.


Tym co łączy te trzy przypadki jest atrakcyjność ofert. Generalnie przekaz w każdym przypadku był następujący: jesteś frajerem, jeśli będziesz trzymał pieniądze na dziadowskim procencie w banku. My damy Ci znacznie więcej. Dwa. Trzy. Cztery razy więcej.
Wikipedia: Bezpieczna Kasa Oszczędności, instytucja oferująca znacznie wyższe oprocentowanie (sięgające nawet 300% rocznie) lokat złotówkowych niż tradycyjne banki. Miało to być możliwe, dzięki wymianie złotówek na dolary. Plan zawiódł, ponieważ po wprowadzeniu z dniem 1 stycznia 1990 pełnej wymienialności złotówki i sztywnego kursu dolara siła nabywcza tej waluty w warunkach wysokiej inflacji gwałtownie malała. Uważa się, że Kasie oszczędności powierzyło ok. 10 tys. osób (szacowano je przed denominacją na 25-26 mld starych złotych). […] Ostatecznie syndyk masy upadłościowej wypłacił łącznie klientom 7 mld. złotych, co odpowiadało 1/4 tej sumy z jesieni 1989.


Tak sformułowana oferta budzi jedną wątpliwość: w czym oferujący jest lepszy od sektora bankowego?  Że jest w stanie zaoferować trzykrotnie większe oprocentowanie? Bo co to oznacza? Że weźmie nasze pieniądze, obróci nimi tak skutecznie, że zarobi cztery razy więcej niż bank i łaskawie odda nam trzy czwarte swojego zysku.
Odpowiedzią jest dalsza część biznesowego story. Otóż Twoje pieniądze będą mądrze lokowane: w dolary USA (case BKO), złoto (case Amber Gold), albo obrót wierzytelnościami (case GetBack). Proste, prawda?

Tylko dlaczego „głupie” banki nie postępują w ten sam sposób?
Może dlatego, że kurs dolara, cena złota i skuteczność obrotu wierzytelnościami jest zmienna. Można wygrać albo przegrać. Czyli ponosi się ryzyko, którego nie da się przewidzieć. A pieniądze Klientom oddać trzeba. Więc bankom nie wolno „inwestować” w ten sposób. Bo jak taka inwestycja by nie wyszła i bank by zbankrutował, to pieniądze musiałby wypłacić Bankowy Fundusz Gwarancyjny, czyli… inne banki (kiedyś o tym napiszę). Więc nadzór bankowy i same banki też patrzą sobie wzajemnie na ręce i nie pozwalają robić takich inwestycji.

Niebezpieczeństwo rośnie.


Nie należy jednak uważać, że te trzy przypadki są takie same. Jest wręcz przeciwnie: jak na dłoni widać, że „model biznesowy” ewoluuje i to w bardzo niebezpieczną stronę.
Bezpieczna Kasa Oszczędności działała w sytuacji, w której rynek finansowy dopiero się tworzył. Była końcówka lat osiemdziesiątych. Mechanizmów rynkowych uczyliśmy się na bazarach. Nadzór finansowy nie istniał. Twórcy BKO wmówili ludziom, że na handlu walutą można tylko zarabiać. Postawiono budki, w których można było stać się uczestnikiem przyszłych cinkciarskich zysków. Wszystko w zacienionej rzeczywistości. Przaśnie. Ale wystarczyło.

Amber Gold to już inna bajka. Placówki w centrach handlowych, nakłady na reklamy, kontakty z politykami. Aktywność biznesowa właścicieli w innych branżach, w tym tak spektakularnych jak lotnictwo. Wszystko na oczach dojrzałego już nadzoru finansowego.
To jednak przedszkole na tle przypadku GetBack, który dodatkowo był notowany na giełdzie, publikował (do czasu!) miesięczne wyniki finansowe i posiadał ratingi nadane przez niezależne, międzynarodowe agencje. High life, którego nie powstydziłoby się londyńskie City…

Zatem chodzi o coś innego. O co?

Rozsądek, głupcze!

Oczywiście należy wyciągnąć wnioski z tego, co się stało (co się dzieje). Należy doszczelnić system nadzoru finansowego. Ale to zawsze będzie opóźnione w stosunku do rzeczywistości. Bo nie mam wątpliwości, że następny taki przypadek będzie jeszcze bardziej zaawansowany.

Prawdziwym lekarstwem jest wiedza!
W tym przypadku edukacja ekonomiczna. Której nie zastąpi rating wyspecjalizowanej agencji, czy nawet najlepszy nadzór finansowy.

Podstawowe prawo ekonomii.

Gdybym miał sprowadzić pięć lat studiów i dwadzieścia lat doświadczenia zawodowego do kilku prawd ekonomicznych, to jedna z nich brzmiałaby tak: w sytuacji rynkowej cena tego samego dobra oferowanego przez różnych sprzedawców musi być do siebie podobna. Jeśli się znacząco różni od siebie, to coś jest nie tak!

Mamy teraz sezon na truskawki. Kilogram kosztuje 8 złotych w sklepie osiedlowym. Może być tak, że u sprzedawcy ulicznego będą kosztowały 5-6 złotych. To uzasadnione, bo możliwe, że taki sprzedawca oferuje truskawki z własnego ogródka, nie płaci czynszu, ZUS-u i podatków. Ale jeśli zobaczymy truskawki w cenie 2 złote za kilogram, to będzie to dziwne. I to powinno skłonić nas do myślenia. Bo może pochodzą z kradzieży, a może nie są truskawkami, tylko jabłkami zerwanymi w ubiegłym roku pod Grójcem. Absurd, prawda? Nikt się na to nie nabierze, bo każdy wie czym różnią się truskawki od jabłek.
Benzyna. Cena przekroczyła 5 złotych. Na jednych stacjach już prawie 6. Na innych 5,20. A co powiedz, gdy nieznajomy będzie Ci oferował litr za złotówkę. W sensie cenowym oferta jest niesamowita. Za dwieście złotych pojedziesz do Rzymu. Jednak: wlejesz to coś do baku? Czy grzecznie pojedziesz na Orlen?


W sytuacji rynkowej cena tego samego dobra oferowanego przez różnych sprzedawców musi być do siebie podobna. Jeśli się znacząco różni do siebie, to coś jest nie tak!
Z produktami finansowymi jest tak samo. Oprocentowanie to też cena. To wynagrodzenie, jaką otrzymujemy za powierzenie komuś pieniędzy. Ten ktoś będzie nimi obracał, ale to nasze pieniądze i według prawa musi nam je oddać. Wraz z oprocentowaniem. I jeśli rynkowe oprocentowanie lokaty wynosi obecnie 1,5%-2% w skali roku, to jeśli ktoś oferuje 8%, to jest w tym coś dziwnego. Bo może wcale nie chce nam ich oddać. Albo to już nie jest lokata. Bo być może kupujemy też udział w ryzyku związanym z przedsięwzięciem tego kogoś i nie ma żadnej gwarancji, że ono się powiedzie.
Co sprawia, że rozsądek, z którego korzystamy kupując owoce i paliwo, przestaje działać, gdy chodzi o pieniądze? Nie badamy jakości benzyny oferowanej po złotówce, a jednak czegoś się boimy, prawda? Sięgnijmy do tych samych obaw, gdy widzimy nadzwyczajną ofertę finansową.

Wiedza nie zapobiegnie wszystkim nieszczęściom. Ale może nas ochronić. Warto więc o nią dbać. A nie tylko podniecać się transmisjami z obrad komisji śledczej…