082. Afery finansowe. Dlaczego tracimy w nich pieniądze?

Co jakiś czas media donoszą o wielkich aferach finansowych. Aferach, w których wielu ludzi traci bezpowrotnie swoje pieniądze. Niekiedy dorobek całego życia. Bezpieczna Kasa Oszczędności. Amber Gold. Teraz najprawdopodobniej sprawa GetBack. Co łączy te przypadki? Dlaczego się wydarzyły? Dlaczego ludzie tracą w ten sposób dorobek życia?
Jeśli lubisz sensację i wyznajesz spiskową teorię dziejów, to ten tekst Ci się nie spodoba. Wkurzysz się jeszcze bardziej, gdy Ci powiem, że popełniasz błąd, jeśli myślisz, że to wszystko wina wyłącznie służb i polityków. Może i zawiedli. Może nawet maczali w tym palce. Nic by się jednak nie wydarzyło, gdyby ludzie świadomie podejmowali decyzje. Gdyby krytycznie myśleli o ofertach, które otrzymują. Gdyby korzystali z praw ekonomii. Ale po kolei…

BKO. Amber Gold. GetBack. Podobieństwa.


Tym co łączy te trzy przypadki jest atrakcyjność ofert. Generalnie przekaz w każdym przypadku był następujący: jesteś frajerem, jeśli będziesz trzymał pieniądze na dziadowskim procencie w banku. My damy Ci znacznie więcej. Dwa. Trzy. Cztery razy więcej.
Wikipedia: Bezpieczna Kasa Oszczędności, instytucja oferująca znacznie wyższe oprocentowanie (sięgające nawet 300% rocznie) lokat złotówkowych niż tradycyjne banki. Miało to być możliwe, dzięki wymianie złotówek na dolary. Plan zawiódł, ponieważ po wprowadzeniu z dniem 1 stycznia 1990 pełnej wymienialności złotówki i sztywnego kursu dolara siła nabywcza tej waluty w warunkach wysokiej inflacji gwałtownie malała. Uważa się, że Kasie oszczędności powierzyło ok. 10 tys. osób (szacowano je przed denominacją na 25-26 mld starych złotych). […] Ostatecznie syndyk masy upadłościowej wypłacił łącznie klientom 7 mld. złotych, co odpowiadało 1/4 tej sumy z jesieni 1989.


Tak sformułowana oferta budzi jedną wątpliwość: w czym oferujący jest lepszy od sektora bankowego?  Że jest w stanie zaoferować trzykrotnie większe oprocentowanie? Bo co to oznacza? Że weźmie nasze pieniądze, obróci nimi tak skutecznie, że zarobi cztery razy więcej niż bank i łaskawie odda nam trzy czwarte swojego zysku.
Odpowiedzią jest dalsza część biznesowego story. Otóż Twoje pieniądze będą mądrze lokowane: w dolary USA (case BKO), złoto (case Amber Gold), albo obrót wierzytelnościami (case GetBack). Proste, prawda?

Tylko dlaczego „głupie” banki nie postępują w ten sam sposób?
Może dlatego, że kurs dolara, cena złota i skuteczność obrotu wierzytelnościami jest zmienna. Można wygrać albo przegrać. Czyli ponosi się ryzyko, którego nie da się przewidzieć. A pieniądze Klientom oddać trzeba. Więc bankom nie wolno „inwestować” w ten sposób. Bo jak taka inwestycja by nie wyszła i bank by zbankrutował, to pieniądze musiałby wypłacić Bankowy Fundusz Gwarancyjny, czyli… inne banki (kiedyś o tym napiszę). Więc nadzór bankowy i same banki też patrzą sobie wzajemnie na ręce i nie pozwalają robić takich inwestycji.

Niebezpieczeństwo rośnie.


Nie należy jednak uważać, że te trzy przypadki są takie same. Jest wręcz przeciwnie: jak na dłoni widać, że „model biznesowy” ewoluuje i to w bardzo niebezpieczną stronę.
Bezpieczna Kasa Oszczędności działała w sytuacji, w której rynek finansowy dopiero się tworzył. Była końcówka lat osiemdziesiątych. Mechanizmów rynkowych uczyliśmy się na bazarach. Nadzór finansowy nie istniał. Twórcy BKO wmówili ludziom, że na handlu walutą można tylko zarabiać. Postawiono budki, w których można było stać się uczestnikiem przyszłych cinkciarskich zysków. Wszystko w zacienionej rzeczywistości. Przaśnie. Ale wystarczyło.

Amber Gold to już inna bajka. Placówki w centrach handlowych, nakłady na reklamy, kontakty z politykami. Aktywność biznesowa właścicieli w innych branżach, w tym tak spektakularnych jak lotnictwo. Wszystko na oczach dojrzałego już nadzoru finansowego.
To jednak przedszkole na tle przypadku GetBack, który dodatkowo był notowany na giełdzie, publikował (do czasu!) miesięczne wyniki finansowe i posiadał ratingi nadane przez niezależne, międzynarodowe agencje. High life, którego nie powstydziłoby się londyńskie City…

Zatem chodzi o coś innego. O co?

Rozsądek, głupcze!

Oczywiście należy wyciągnąć wnioski z tego, co się stało (co się dzieje). Należy doszczelnić system nadzoru finansowego. Ale to zawsze będzie opóźnione w stosunku do rzeczywistości. Bo nie mam wątpliwości, że następny taki przypadek będzie jeszcze bardziej zaawansowany.

Prawdziwym lekarstwem jest wiedza!
W tym przypadku edukacja ekonomiczna. Której nie zastąpi rating wyspecjalizowanej agencji, czy nawet najlepszy nadzór finansowy.

Podstawowe prawo ekonomii.

Gdybym miał sprowadzić pięć lat studiów i dwadzieścia lat doświadczenia zawodowego do kilku prawd ekonomicznych, to jedna z nich brzmiałaby tak: w sytuacji rynkowej cena tego samego dobra oferowanego przez różnych sprzedawców musi być do siebie podobna. Jeśli się znacząco różni od siebie, to coś jest nie tak!

Mamy teraz sezon na truskawki. Kilogram kosztuje 8 złotych w sklepie osiedlowym. Może być tak, że u sprzedawcy ulicznego będą kosztowały 5-6 złotych. To uzasadnione, bo możliwe, że taki sprzedawca oferuje truskawki z własnego ogródka, nie płaci czynszu, ZUS-u i podatków. Ale jeśli zobaczymy truskawki w cenie 2 złote za kilogram, to będzie to dziwne. I to powinno skłonić nas do myślenia. Bo może pochodzą z kradzieży, a może nie są truskawkami, tylko jabłkami zerwanymi w ubiegłym roku pod Grójcem. Absurd, prawda? Nikt się na to nie nabierze, bo każdy wie czym różnią się truskawki od jabłek.
Benzyna. Cena przekroczyła 5 złotych. Na jednych stacjach już prawie 6. Na innych 5,20. A co powiedz, gdy nieznajomy będzie Ci oferował litr za złotówkę. W sensie cenowym oferta jest niesamowita. Za dwieście złotych pojedziesz do Rzymu. Jednak: wlejesz to coś do baku? Czy grzecznie pojedziesz na Orlen?


W sytuacji rynkowej cena tego samego dobra oferowanego przez różnych sprzedawców musi być do siebie podobna. Jeśli się znacząco różni do siebie, to coś jest nie tak!
Z produktami finansowymi jest tak samo. Oprocentowanie to też cena. To wynagrodzenie, jaką otrzymujemy za powierzenie komuś pieniędzy. Ten ktoś będzie nimi obracał, ale to nasze pieniądze i według prawa musi nam je oddać. Wraz z oprocentowaniem. I jeśli rynkowe oprocentowanie lokaty wynosi obecnie 1,5%-2% w skali roku, to jeśli ktoś oferuje 8%, to jest w tym coś dziwnego. Bo może wcale nie chce nam ich oddać. Albo to już nie jest lokata. Bo być może kupujemy też udział w ryzyku związanym z przedsięwzięciem tego kogoś i nie ma żadnej gwarancji, że ono się powiedzie.
Co sprawia, że rozsądek, z którego korzystamy kupując owoce i paliwo, przestaje działać, gdy chodzi o pieniądze? Nie badamy jakości benzyny oferowanej po złotówce, a jednak czegoś się boimy, prawda? Sięgnijmy do tych samych obaw, gdy widzimy nadzwyczajną ofertę finansową.

Wiedza nie zapobiegnie wszystkim nieszczęściom. Ale może nas ochronić. Warto więc o nią dbać. A nie tylko podniecać się transmisjami z obrad komisji śledczej…