079. Wolny rynek. Dlaczego prawnikom nie podoba się deregulacja ich zawodu?
Posted by Mariusz Wdowiak on wtorek, maja 15, 2018 with 2 comments
Dlaczego prawnicy narzekają na skutki deregulacji swojego zawodu? Z punktu widzenia ekonomii to bardzo proste! Mniej
zarabiają. Oczywiście lepiej brzmi, gdy się pomija aspekt finansowy, na rzecz „troski
o jakość świadczonych usług”, ale jak się temu dobrze przyjrzeć, to jakość jest,
jaka była, a finanse niekoniecznie…
Do roku 2005 uzyskanie prawa do wykonywania zawodu wymagało ukończenia studiów a następnie ukończenia aplikacji (adwokackiej, radcowskiej lub notarialnej) i zdania egzaminu zawodowego przed komisją powołaną samorząd zawodowy, czyli reprezentantów osób już wykonujących zawód. Wąskim gardłem była właśnie aplikacja, a konkretnie egzamin wstępny na aplikację. Mówiąc wprost ukończenie studiów prawniczych niczego nie dawało, jeśli nie dostałeś się na aplikację, czyli praktykę zawodową. A to było w pełni kontrolowane przez czynnych zawodowo prawników...
Przed deregulacją rynek usług prawniczych był w równowadze.
Na rynku funkcjonowało blisko 24 tys. adwokatów i radców prawnych, którzy
odpowiadali na popyt ze strony rynku. Zgodnie z zasadami ekonomii ukształtowała
się więc cena rynkowa na usługi prawne, przy której dochodziło do określonej liczby
transakcji pomiędzy prawnikami a ich klientami. Gdyby cena porady prawnej była
niższa, zapewne byłaby większa chęć społeczeństwa do korzystania z usług adwokatów.
Ale ci z kolei byliby mniej usatysfakcjonowani swoimi zarobkami. Odwrotnie byłoby w przypadku cen wyższych. Czysta ekonomia! Mieliśmy więc rynkową
cenę usługi i rynkową liczbę świadczonych usług.
Deregulacja miała największy wpływ na segment usług najprostszych. Ale to właśnie tam dochodzi do największej liczby transakcji. Stąd też wrażenie, że wszystkim prawnikom jest gorzej. Oczywiście tak nie jest.
Smaczku dodaje fakt, że akcja rozegrała się w latach 2005-2013,
w wolnorynkowej już Polsce, w obszarze zawodów bardzo eksponowanych
wykonywanych przez bardzo świadomych ludzi…
Inspiracją do tego postu jest artykuł, który ukazał się pod
koniec kwietnia na portalu money.pl (LINK). Polecam jego lekturę. Ja natomiast
skupię się na ekonomicznym sensie zmiany, którą media i władze nazwały „deregulacją”
albo „uwolnieniem”.Czym była deregulacja zawodów prawniczych?
„Deregulacja” albo „uwolnienie rynku” brzmi, jakby każdemu pozwolono pracować jako adwokat czy radca prawny. Nic bardziej mylnego. Wciąż trzeba ukończyć studia prawnicze i w większości wypadków zdać egzamin zawodowy. Zmianie uległy drobiazgi, ale na tyle istotne, że zmieniły rynek.Do roku 2005 uzyskanie prawa do wykonywania zawodu wymagało ukończenia studiów a następnie ukończenia aplikacji (adwokackiej, radcowskiej lub notarialnej) i zdania egzaminu zawodowego przed komisją powołaną samorząd zawodowy, czyli reprezentantów osób już wykonujących zawód. Wąskim gardłem była właśnie aplikacja, a konkretnie egzamin wstępny na aplikację. Mówiąc wprost ukończenie studiów prawniczych niczego nie dawało, jeśli nie dostałeś się na aplikację, czyli praktykę zawodową. A to było w pełni kontrolowane przez czynnych zawodowo prawników...
Najważniejsze zmiany wprowadzone w roku 2005, 2009 i 2013
(bo aż tyle trwała deregulacyjna batalia i tyle razy nowelizowano ustawy) w istocie dotyczyły dwóch aspektów.
Po pierwsze uporządkowano kwestie egzaminów. Obecnie pytania egzaminacyjne są
układane centralnie, a egzaminy mają wyłącznie postać pisemną. Po drugie do
egzaminu zawodowego dopuszczono absolwentów prawa, którzy wprawdzie nigdy nie podjęli
aplikacji, ale mogli się wykazać czteroletnią praktyką w zawodzie związaną z „tworzeniem
lub stosowaniem prawa”. Innymi słowy: absolwent prawa po czterech latach pracy w kancelarii (gdzie wykonywał najprostsze i najmniej płatne zadania) mógł podejść do egzaminu zawodowego.
Pozornie nic nieznaczące drobiazgi, które jednak na
przestrzeni dziesięciu lat zwiększyły blisko dwukrotnie liczbę praktykujących
prawników.Źródło: Kamila Napiórkowska-Piłat „Otwarcie dostępu do zawodów prawniczych”. |
I teraz włączają się prawa ekonomii.
Dwa razy więcej prawników, czyli większa podaż.
Niejako obok rynku znajdowała się grupa osób gotowych do
świadczenia usług adwokackich czy radcowskich, którzy formalnie nie mogli wykonywać
zawodu. Możliwe, że robili to nieoficjalnie, wpływając poniekąd na sytuację
rynkową, ale ten wpływ był ograniczony. Osoby takie mogły wyjaśnić komuś jego sytuację
prawną, nawet napisać jakieś pismo procesowe i wziąć za to
wynagrodzenie, ale już o ich reprezentowaniu w sądzie mowy nie było.
Deregulacja wprowadziła te osoby na oficjalny rynek. Co
więcej skłoniła innych zainteresowanych zawodem prawnika do rozpoczęcia procesu
kształcenia i uzyskania prawa do wykonywania zawodu. Dwukrotne zwiększenie
liczby prawników na rynku to naprawdę duża zmiana. Z ekonomicznego punktu
widzenia oznacza ona, że przy tej samej cenie mieliśmy teraz dwa razy więcej
chętnych na wykonanie usługi. Krzywa podaży przesunęła się więc mocno w prawo,
co widać na rysunku obok.
Sama deregulacja nie miała natomiast znaczenia dla krzywej
popytu. Przy tej samej cenie usługi, nabywca miał tę samą chęć jej zakupu. Ponieważ
jednak zwiększyła się podaż, rynek znalazł inny punkt równowagi, w którym zawiera
się wprawdzie więcej transakcji, ale przy mniejszej cenie. Z punktu widzenia
prawników: jest więcej pracy, ale mniej zarobku, czyli jest powód do
narzekania.
Dokładnie tak samo zachowa się rynek w każdej sytuacji wzrostu podaży. I nie ma znaczenia, czy będzie to efektem klęski urodzaju, uwolnienia przez rząd rezerw strategicznych jakiegoś produktu, czy jak w naszym przypadku umożliwienia podjęcia pracy osobom dotąd nie występującym na rynku.
Dokładnie tak samo zachowa się rynek w każdej sytuacji wzrostu podaży. I nie ma znaczenia, czy będzie to efektem klęski urodzaju, uwolnienia przez rząd rezerw strategicznych jakiegoś produktu, czy jak w naszym przypadku umożliwienia podjęcia pracy osobom dotąd nie występującym na rynku.
Czy prawnicy powinni narzekać?
Rynek żadnego dobra nie jest jednorodny i dotyczy to też rynku usług prawniczych. Czym innym jest udzielenie prostej porady prawnej, czym innym napisanie nawet skomplikowanej umowy handlowej w języku polskim, a jeszcze czym innym reprezentowanie klienta przed zagranicznym sądem gospodarczym.Deregulacja miała największy wpływ na segment usług najprostszych. Ale to właśnie tam dochodzi do największej liczby transakcji. Stąd też wrażenie, że wszystkim prawnikom jest gorzej. Oczywiście tak nie jest.
Jest jeszcze coś, o czym warto pomyśleć. Usługi realizowane przed
deregulacją przez prawników nieposiadających wówczas prawa do wykonywania
zawodu też stanowiły fragment rynku. Choć oficjalnie ich nie było. Teraz są. Zasięg
rynku się zwiększył. A że jest na nim konkurencja to chyba normalne.
Zwłaszcza w kraju o gospodarce rynkowej.
Zwłaszcza w kraju o gospodarce rynkowej.
Każda deregulacja, praktycznie w każdej dziedzinie życia jest pozytywna. Może ona spowodować nie tylko zwiększenie konkurencyjności, ale i polepszenie jakości usług. Dziedzin życia gdzie obowiązują koncesje, licencje itp. jest bardzo dużo. One też powodują zmniejszenie wzrostu gospodarczego- patrz wpis nr 78. Tylko kto się odważy aby walczyć z rożnymi grupami interesu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Romek
Jeśli zajmujesz się ekonomią, polecam zainteresować się firmą Blue Oak, która prowadzi wyceny przedsiębiorstw: http://blueoak.pl/uslugi/wyceny_przedsiebiorstw/
OdpowiedzUsuń