044. Urynkowienie cen w prakryce. Rok 1989.

Dwa tygodnie temu na bazie wykresu równowagi rynkowej przedstawiłem mechanizm zniszczenia gospodarki rynkowej. W historii świata mechanizm ten przetestowano wielokrotnie i choć zawsze kończyło się to kryzysem gospodarczym to nie można wykluczyć, że w przyszłości podobne próby będą powtarzane. Ekonomia nie służy jednak temu, aby niszczyć wolny rynek, lecz wręcz przeciwnie: ma ostrzegać, aby tego nie robić.

Prawdziwym wyzwaniem ekonomicznym jest natomiast przywrócenie praw rynkowych, jeśli z jakiegoś powodu nie obowiązują. Polska przeszła przez taki proces niecałe trzydzieści lat temu i warto to sobie przypomnieć.

Przywrócenie gospodarki rynkowej. Teoria.

Sytuacją wyjściową jest obowiązywanie ceny urzędowej, niższej niż cena równowagi. W efekcie na rynku występuje wysoki popyt i niska podaż, więc na rynku występuje niedobór towaru. Władze starają się za wszelką cenę utrzymać tę sytuację ograniczając popyt (np. wprowadzając reglamentację towarów) i zwiększyć podaż (naciski na kontrolowanych przez siebie dostawców i producentów). Ciekawie zaczyna się dopiero, gdy władza się poddaje, czyli postanawia przywrócić równowagę rynkową.

Na wykresie wygląda to bardzo prosto. Znika cena urzędowa, więc zaczyna działać niewidzialna ręka rynku. Cena rośnie do poziomu mniej więcej ceny równowagi, rosnącej cenie odpowiada wzrost podaży i spadek popytu. Rynek się stabilizuje.

Nawet ekonomiczny laik w tym momencie zauważy, że tak proste to być nie może. I nie jest! Po pierwsze, żeby zadziałała owa „niewidzialna ręka” rynek musi choć częściowo mieć charakter rynku konkurencyjnego. W takiej sytuacji kluczowym parametrem jest liczba dostawców. I wcale nie jest to takie oczywiste, bo po wielu latach gospodarki nierynkowej tych dostawców zbyt wielu nie ma, a ci, co są działają na ogół w uzależnieniu od państwa, przez co z natury są mało konkurencyjni. Pierwszym warunkiem urynkowienia gospodarki jest więc wykreowanie chęci prowadzenia działalności gospodarczej przez jak najwięcej podmiotów.

Ale to nie wszystko. Pisząc o prawach podaży i popytu zwracałem uwagę, że prawa te działają przy założeniu, że wszystkie inne czynniki pozostają niezmienne. A w rzeczywistości gospodarka to nie tylko podaż, popyt i cena. To także pieniądz i jego wartość nabywcza, a te są prawdziwym wyzwaniem dla reformatorów gospodarki i sprawiają, że przejście do gospodarki rynkowej jest faktycznie bardzo trudnym procesem.

Uwolnienie cen w roku 1989.

Pod koniec lat osiemdziesiątych w Polsce ucieleśniły się wszystkie możliwe słabości gospodarki centralnie sterowanej. Deficyt towarów na rynku wynikał nie tylko z obowiązywania cen urzędowych, ale także z zacofania technologicznego producentów (w zdecydowanej większości państwowych firm). Gospodarka socjalistyczna po prostu bankrutowała i konieczność zmian stała się oczywista nawet dla władz państwowych.

W grudniu 1988 roku uchwalono Ustawę o działalności gospodarczej, która de facto proklamowała wolność gospodarczą w Polsce. Formalnie mieliśmy socjalizm, rząd był wciąż PZPR-owski a ustawa zrównywała prawa firm prywatnych i podmiotów państwowych czy spółdzielczych i to była prawdziwa nowość w rzeczywistości gospodarczej. Co więcej kluczową jej myślą było „co nie jest zabronione, jest dozwolone”. Wprawdzie po czterdziestu pięciu latach socjalizmu ludziom wciąż trudno było zaufać władzy, ale poszedł jednak sygnał o „braniu spraw w swoje ręce”, w międzyczasie dokonywały się zmiany polityczne, więc w ciągu roku założono 600 tysięcy indywidualnych działalności gospodarczych, co było rzeczą niewyobrażalną w latach wcześniejszych.

Ta nowa aktywność gospodarcza Polaków stała się wręcz legendarna i choć miała mocno przaśny charakter (np. handel z łóżek polowych, "prywatny" import ze sklepów Berlina Zachodniego i Wiednia) to w pewnym sensie zapewniła wzrost liczby i zwiększenie zróżnicowania dostawców na rynku. To pozwoliło faktycznie na uwolnienie cen.

Samo uwolnienie cen nastąpiło 1 sierpnia 1989 roku. Tego dnia przestały obowiązywać ceny urzędowe dla większości produktów żywnościowych (pozostawiono je dla chleba i nabiału). Zniesiono też reglamentację towarów, czyli kartki żywnościowe, obowiązujące w Polsce nieprzerwanie od roku 1976 (cukier). Zgodnie z teorią efektem urynkowienia cen był ich natychmiastowy wzrost, co oczywiście zmniejszało możliwości nabywcze społeczeństwa.

Co byś zrobił, gdyby w nocy ceny wzrosły o kilkadziesiąt procent? Nazajutrz udałbyś się do szefa po podwyżkę. W roku 1989 dodatkowo obowiązywał mechanizm indeksacji płac, gwarantujący zwiększanie płac o wskaźnik wzrostu cen. Gospodarka państwa znalazła się niejako w pułapce: wzrost cen wywoływał wzrost płac, a to prowadziło do dalszego wzrostu cen. Efektem była hiperinflacja.

Plan Balcerowicza.

Mechanizm wiążący wzrost pensji ze wzrostem cen trzeba było przeciąć i stało się to w ramach pakietu dziesięciu ustaw uchwalonych w grudniu 1989 roku i znanych jako Plan Balcerowicza. Ich celem nadrzędnym było ograniczenie inflacji, a jednym z zastosowanych narzędzi była ścisła kontrola wynagrodzeń (firmy płaciły wysoki podatek w przypadku zwiększenia wynagrodzeń powyżej określonego wskaźnika). Wszystko odbyło się w sytuacji uwolnionych już cen żywności oraz drastycznych (rzędu 250-400%) podwyżek cen węgla, gazu i elektryczności, jakie nastąpiły 1 stycznia 1990. To oczywiście nie przysparzało popularności profesorowi Balcerowiczowi, któremu zarzucano, że naprawia gospodarkę kosztem społeczeństwa.

Do dziś trwają spory, czy można było to przeprowadzić inaczej. Nie jestem zwolennikiem prowadzenia debat na ten temat. Wydaje mi się, że kosztów społecznych nie dało się uniknąć, a czy można je było zmniejszyć - tego naprawdę nie wiem.

Ewidentnie jednak widać, jak łatwo jest zepsuć gospodarkę rynkową i jakim trudnym procesem jest jej przywrócenie do życia.

Bibiografia: