071. Jak (nie) rozmawiać z bankiem o kredycie?

Dziś pierwszy dzień wiosny, więc można sobie pozwolić na nieco bardziej żartobliwy ton. Także w poważnych tematach. Jednym z nich jest sposób prowadzenia rozmowy o kredycie, który chcemy zaciągnąć. Dlatego załączam film instruktażowy, który – choć został nakręcony w roku 1975 – jest wciąż aktualny i pokazuje, jakie błędy można popełniać podczas rozmowy o pożyczaniu pieniędzy. Także dziś.

Niech Was nie zmyli to, że rozmowa odbywa się w kurniku. Spotykają się bowiem ten, który pieniędzy potrzebuje z tym, który ma. Dzięki temu, że bohater udaje się po pożyczkę do bogatego szwagra a nie do banku, w filmie padają słowa, których dziś w instytucjach finansowych nie usłyszymy. Tym bardziej warto na nie zwrócić uwagę. A rozmowa zaczyna się od zdania:

„No to gadaj, co tam kombinujesz.”


Idealne otwarcie rozmowy o kredycie przez pracownika banku. Oczywiście dziś usłyszymy raczej coś w rodzaju „dziękujemy, że zdecydował się Pan opowiedzieć o swych niezwykłych zamierzeniach akurat w naszym banku”. Mamy tu jednak niewątpliwie do czynienia z zachęceniem kandydata na kredytobiorcę, aby szczerze opowiedział o swoich planach. I to się jak najbardziej zdarza także współcześnie. Młodszym czytelnikom wyjaśnię, że za PRL-u słowo „kombinować” miało jednoznacznie pozytywne konotacje. „Kombinowałeś” znaczy miałeś nieszablonowy sposób na obejście szarej rzeczywistości. A jeśli robiłeś to w obszarze finansów to już byłeś w elicie narodu. Naprawdę.

W filmie mimo tak wyraźnej zachęty do szczerości, rozmowa prowadzi jej uczestników na manowce. Każdy z nich myśli na swój sposób i nie podejrzewa nawet, że ten drugi może rozumować inaczej. Tak to jest, gdy ludzie są skupieni bardziej na sobie. W końcu jednak uświadamiają sobie, o czym tak naprawdę jest ta rozmowa i kandydat na kredytobiorcę słyszy słowa:

„Trzeba było od razu gadać, a wy tam coś kręcicie.”

Pod tym względem do dziś nic się nie zmieniło. W przypadku nieporozumienia zawsze winnym będzie ten, który przyszedł po pieniądze. Dotyczy to też czasu straconego na jałową rozmowę.

Ale nauka z tego zdania jest bardzo czytelna: trzeba wciągnąć powietrze do płuc i wyraźnie powiedzieć, po co się przyszło. Nie wiedzieć czemu bohater filmu miał z tym problem i ledwie wydukał:

„No ale tak konkretnie, mógłbyś mi coś pożyczyć?”

Oj nie tak panowie nie tak! W zasadzie jest to pytanie o rzecz najważniejszą. Ale w jaki sposób zadane? Co niby znaczy „coś pożyczyć?” Tak po prawdzie to nic. Jeśli nie zadamy konkretnego pytania to nie spodziewajmy się twardej odpowiedzi. I to właśnie spotkało naszego bohatera: w odpowiedzi na niejasne pytanie otrzymał odpowiedź w postaci refleksji ogólnej:

„Mówią, że ja jestem bogaty. No niby jestem. Ale tak faktycznie to ja pieniędzy nie mam….”

We współczesnych bankach ta formułka brzmi mniej więcej tak: „ostateczną decyzję o udzieleniu kredytu i warunkach, na jakich to nastąpi, podejmuje komitet kredytowy”. Specjalista od komunikacji powie, że to technika odwartościowania siebie stosowana na wypadek potencjalnej konieczności przekazania negatywnej decyzji w przyszłości. Taka prawda.

Robi się smutno, ale na szczęście szwagier też człowiek. I współczesny bankowiec również może się nim okazać. Jeden i drugi mogą bowiem wziąć ciężar rozmowy na siebie. I niekiedy biorą. Na przykład tak, jak w filmie:

„- A ile chcesz?
- No ze dwadzieścia.
- Czego?
- No dwadzieścia. Tych… tysięcy.
- Czego dwadzieścia tysięcy?
- Złotych.”

Tu znowu ważna informacja dla młodszych czytelników. W owych czasach różnica pomiędzy wartością 20.000 złotych a 20.000 dolarów była czymś więcej niż obecnie. Dziś wystarczy przemnożyć dolary przez mniej więcej 3,4 i mamy złotówki. Wówczas to była różnica pomiędzy kwotą którą mieściła się w kieszeni (złotówki) a niewyobrażalnym majątkiem, który stawiał Cię w elicie finansowej kraju (dolary). Takie to były czasy…

Popatrzcie jednak, jaką determinację wykazał Szwagier. Ze spokojem zadawał kolejne pytania, aby dojść wreszcie do wiedzy, że inżynier Karwowski chce od niego pożyczyć 20.000 złotych. Główna nauka z tego filmu jest taka, że nie każdy pracownik banku jest tak wytrawnym poszukiwaczem faktów. Na wszelki wypadek lepiej jest mu więc kwotę i walutę kredytu podać na wstępie. Ustnie i pisemnie.

„Dwadzieścia tysięcy złotych to ja mam przy sobie”.

Na to akurat bym nie liczył. W tym aspekcie świat zmienił się na gorsze i mało który pracownik banku ma przy sobie 20.000. I zechce je tak od razu pożyczyć.

„Mówią, ze postęp nas bogaci co wiek
- Bardzo mi to jest miło i przyjemnie -
Niestety! co dnia mniej cieszę się ze mnie..."

A to już prawdziwa perełka. Szwagier cytuje Norwida. I prawdę mówiąc wiem, że istnieją bankowcy, z którymi można porozmawiać zarówno konkretnie o kredytach jak i o poezji.

Wszystkim życzę, aby trafiali tylko na takich.

Dobrej wiosny !