020. Dlaczego ludzie zaciągają kredyty?


Nie byłoby kredytów, gdyby nie było na nie chętnych. Co jest więc źródłem potrzeby kredytowej? Dlaczego klienci banków są skłonni poddawać się procedurom bankowym, na które często narzekają i za które muszą zapłacić, aby otrzymać kredyt?

Czy można żyć bez kredytu?


Teoretycznie, bez kredytów można żyć. Jeżeli pilnujesz swoich wydatków i nie wydajesz więcej niż zarabiasz, kredyt w zasadzie nie jest Ci potrzebny. Jeżeli jesteś w stanie odkładać jakąś kwotę co miesiąc, to w ten sposób gromadzisz oszczędności, które możesz przeznaczyć na jakiś nadzwyczajny cel w przyszłości (urlop, zakup nowych mebli itp.). Wiele osób tak robi, dzięki czemu po pewnym okresie oszczędzania stać ich na zrealizowanie określonego marzenia. To w sumie dość bezpieczna strategia (nie polecałbym jej jedynie w czasach dużej inflacji), ale jej konsekwencją jest odroczenie zakupu w czasie. Jak duże? To zależy od tego, ile odkładasz i na jaki cel.
Jeśli od września zaczniesz oszczędzać na kolejne wakacje, powiedzmy po 200 złotych miesięcznie to na początku sierpnia kolejnego roku będziesz miał do dyspozycji 2.200 złotych. Ten plan wygląda dość realnie. Gdybyś jednak odkładał nawet po 1.000 miesięcznie na mieszkanie warte dziś 300.000 złotych, to nawet jeśli uwzględnimy odsetki od gromadzonych przez Ciebie środków (2% rocznie), taka akcja zajmie Ci ponad 20 lat, w międzyczasie może wystąpić niebezpieczna dla Twoich oszczędności inflacja, a cena mieszkania może być wówczas zupełnie inna. Czyli raczej nie tędy droga.

Przyspieszenie momentu zakupu.

Kredyt umożliwia skrócenie perspektywy dostępu do nabywanego dobra (produktu lub usługi), bo likwiduje czas potrzebny za zgromadzenie oszczędności. To jest podstawowa zaleta kredytów. A w przypadkach takich jak zakup mieszkania dla wielu osób jest prawdopodobnie jedynym sposobem realizacji tego zamierzenia.


Indywidualne powody, dla których ludzie chcą przyspieszyć moment zakupu, mogą być bardzo różne. Od przypadków losowych („zepsuła się lodówka, trzeba kupić nową a oszczędności brak”) po spontaniczne impulsy zakupowe („muszę mieć nowy telewizor”) wywołany reklamą czy porównywaniem się z innymi osobami. Bo nie ma co się oszukiwać reklamy i stan posiadania innych osób potrafią bardzo skutecznie przemawiać do naszej wyobraźni. I wykorzystują to zarówno sprzedawcy dóbr jak i dostawcy finansowania.

Szczególnym przypadkiem przyspieszenia zakupu jest zakup mieszkania (budowa domu). W większości wypadków okres gromadzenia oszczędności na ten cel byłby absurdalnie długi. Co więcej w trakcie gromadzenia oszczędności konieczne na ogół jest ponoszenie wydatków równoległych (związanych np. z wynajmem mieszkania). To wszystko sprawia, że okres gromadzenia oszczędności ulega jeszcze wydłużeniu. Stosunkowo częste jest więc rozumowanie „wezmę kredyt, bo to, co i tak bym zapłacił za wynajem, zaniosę do banku, a z każdym miesiącem mieszkanie będzie coraz bardziej moje”. I trudno z tym dyskutować, chyba, że przyjmiemy, że ważniejsza jest elastyczność, czyli swoboda w dokonaniu przeprowadzki do innego miasta.

Kredyt jako inwestycja.


Dla porządku muszę też wspomnieć o „biznesowym” podejściu do zaciągania kredytów. Dotyczy to tych osób prywatnych, które zaciągają kredyt faktycznie w celu przeprowadzenia jakiegoś przedsięwzięcia i osiągnięciu z niego korzyści. Jednym z najprostszych jest zakup mieszkania w celu jego wynajęcia. W takich przypadkach rozumowanie kredytobiorcy (osoby fizycznej) przypomina rozumowanie przedsiębiorcy i sprowadza się do upewnienia się, że wpływy z wynajmu będą przekraczać wydatki związane ze spłatą kredytu.

Koszty decyzji


Decyzja o zaciągnięciu kredytu jest natomiast związana z kosztami. Pieniężnymi: zapłaconymi prowizjami i odsetkami od kredytu oraz niepieniężnymi, czyli kosztami utraconych możliwości, bo zaciągnięcie kredytu w najlepszym przypadku ogranicza możliwość zaciągnięcia kolejnego kredytu, na inny (być może „lepszy”) cel.

Zaciągając kredyt warto o tym pamiętać.