015. Bankowość dla dziewięciolatków. Część 2.

Ten wpis jest kontynuacją relacji z mojego spotkania z uczniami klasy trzeciej szkoły podstawowej, podczas którego opowiadałem o pieniądzu, banku i ekonomii.
Pierwszą część relacji możesz znaleźć z poście 014.

Nie tylko zabawa.

Kilka poważnych zagadnień ekonomicznych zostało omówionych w bardziej „wykładowy” sposób. Analiza wyglądu denara Bolesława Chrobrego doprowadziła do powstania kolejnych hipotez, jaki ptak został uwidoczniony na tej monecie. Dużą radość wzbudziła informacja, że nad tym zagadnieniem od lat głowią się prawdziwi naukowcy. Wielkie wrażenie na wszystkich zrobiła opowieść o dukacie Władysława Łokietka. Raz, że istnieje tylko jeden egzemplarz tej monety na świecie (a więc jest naprawdę bezcenna) i dwa, że ta bezcenna moneta tuż po znalezieniu była kilka razy sprzedawana a ceny kształtowały się od dosłownie kilku złotych po całkiem pokaźną fortunę.

Ekonomiczne co by było gdyby …


Czyli poważnie mówiąc dyskusja grupowa. Odważyłem się na nią w kontekście pomysłu, aby drukować sobie pieniądze w domu. Miałem pewne obawy, co z tego wyniknie, bo temat trudny, ale poszło świetnie. Odpowiadając na kolejne pytania dzieci same wydedukowały, że mając nieograniczony dostęp do pieniędzy, żadna cena nie będzie dla nich zbyt wysoka. Ale, że konsekwencją będzie wzrost cen. Na wszystko, co jest w sklepach.
Nie zakładam, że dzięki temu stały się obrońcami umiarkowania w polityce pieniężnej państwa i nie o to mi chodziło. Ale wiedzą już dlaczego banknoty są zabezpieczone przed fałszerstwami i dlaczego fałszowanie pieniędzy jest karane. Zresztą wiele emocji wzbudziło badanie  polskich banknotów pod kątem ich zabezpieczeń, zwłaszcza w świetle ultrafioletowym, a przygotowana przeze mnie fałszywka była rozpoznawana nawet z zawiązanymi oczami.

Czy dzieci interesują się ekonomią ?


W sensie dosłownym raczej nie. Ale dzieci mogą zainteresować się wszystkim i dowodzi tego te kilka (bardzo wyczerpujących) godzin spędzonych przeze mnie w podstawówce. Z punktu widzenia prowadzącego zajęcia praktycznie cały czas miałem nadmiar chętnych. Do udzielania odpowiedzi, do udziału w każdej zaproponowanej zabawie, do pomocy prowadzącemu, do zadawania pytań, do dzielenia się swoimi przemyśleniami. Pod tym względem szkolenia dla dorosłych naprawdę wyglądają zupełnie inaczej.

W szkole, w której przeprowadziłem te zajęcia, jest taki zwyczaj, że najciekawsze komentarze dzieci po takich spotkaniach z rodzicami umieszczane są na stronie internetowej szkoły. Z ich lektury wynika, że trafiłem do moich słuchaczy. Komentarz, który wśród moich kolegów z pracy zrobił największą furorę kończy się zdaniem „Myślę, że w przyszłości, jeśli nie wyjdzie mi kariera piłkarska, mógłbym pracować w banku”.
Oczywiście trzymam kciuki, żeby mu wyszło w piłce :)