052. Dlaczego drożeje masło?

Posted by Mariusz Wdowiak on środa, listopada 08, 2017 with 4 comments
Pewnie już każdy odczuł, że drożeje masło. A jeśli nie odczuł osobiście, to się naczytał w prasie i w internecie, nasłuchał w radio i naoglądał w TV, że masło jest coraz droższe. Taka prawda. Wiem o tym z autopsji. Kiedyś cena masła, które kupuję, zaczynała się od cyfry 6, teraz zaczyna się od dziewiątki. Zmiana rozegrała się na przestrzeni jednego roku, w sytuacji niewielkiej inflacji, nie było doniesień o masowym wymieraniu krów w Polsce. Bardzo praktyczne jest więc pytanie: z czego wynika ten wzrost?

Globalizacja, czyli odpowiedzi szukaj daleko stąd.

Bo u nas wszystko jest po staremu. Krowy dają mleko. Mleczarnie działają pełną parą. Sklepy funkcjonują bez zarzutu. Inflacja (póki co) jest niewielka (a do grudnia 2016 była nawet ujemna). Niezmiennie wzrasta natomiast polski eksport żywności: 17% rok do roku, czy nawet 80% na przestrzeni ostatnich siedmiu lat. To oczywiście sukces naszych producentów, którym – jak widać – nie przeszkodziły rosyjskie sankcje, czy pojawiające się od czasu do czasu zarzuty wobec jakości polskiej żywności. Ale prawdą jest, że wzrost eksportu wynika ze wzrostu cen na świecie, a nie tylko ze zwiększenia ilości eksportowanych produktów.

Prawo jednej ceny.

W sytuacji otwartego handlu międzynarodowego, ceny obowiązujące w jednym kraju, co do zasady muszą być powiązane z cenami światowymi. Jeżeli więc ceny na świecie rosną, to muszą rosnąć i u nas. Można powiedzieć, że w warunkach globalizacji rosnący popyt na odległym geograficznie rynku działa na nasze ceny tak samo, jak rosnący popyt krajowy. Działa tym mocniej im większy jest to rynek. Jeżeli więc szukamy „winnych”, to trzeba się przyjrzeć największym światowym rynkom.

Koniec margaryny w USA.

W roku 2015 amerykańska Agencja Żywności i Leków (FDA, Food and Drug Administration) nakazała zaprzestać produkcji utwardzonych olejów roślinnych w ciągu trzech lat. Okres ten upływa w pierwszej połowie roku 2018 i faktycznie kończy erę margaryny w Stanach Zjednoczonych.

Agencji wcale nie chodziło o tylko margarynę. Utwardzone oleje roślinne są powszechnie stosowane w przemyśle spożywczym do wydłużania trwałości wielu produktów. Według badań ich spożycie zwiększa ryzyko zachorowania na cukrzycę typu 2, choroby układu sercowo-naczyniowego oraz ataków serca. Realizacja tego zakazu wymusi (już wymusza) przeniesienie się konsumentów margaryny na masło, które jest jej naturalnym substytutem. Kluczem jest wielkość amerykańskiego rynku (ponad 320 mln potencjalnych konsumentów). Podobny zakaz wprowadzony w 2003 roku w Danii (5,7 miliona mieszkańców) przeszedł bez echa.

Spożycie nabiału w Chinach.

Chiny ze swoim 1,37 miliarda mieszkańców są potencjalnie największym rynkiem dla każdego produktu. Historycznie nabiał nie należał do istotnych elementów chińskiej diety. Ale wraz z rozwojem kraju i bogaceniem się społeczeństwa, kolejne elementy zachodniego sposobu żywienia stają się w Chinach coraz bardziej popularne. W przypadku produktów mlecznych kołem zamachowym są jogurty, których spożycie podwoiło się na przestrzeni ostatnich czterech lat (źródło: forummleczarskie.pl).

Co ciekawe liczebność chińskich stad krów mlecznych maleje. W roku 2016 wynosiło ono „tylko” 7,5 mln sztuk (dla porównania w Polsce mamy 2,1 mln krów). Nie ma powodu do zwiększania pogłowia krów w Chinach, bo Chińczycy uważają importowane mleko za lepsze i zdrowsze od chińskiego. Z roku na rok rośnie więc chiński import produktów mlecznych (serwatki w proszku o 60%; serów o 33%, masła o 43%, śmietanki o 55%). Choć brzmi to dziwacznie, Chińczycy importują nawet płynne mleko i to drogą lotniczą (sic!).

Najistotniejszymi źródłami dostaw są kraje Unii Europejskiej (65% chińskiego importu), Nowa Zelandia (21%) i USA (12%). To w sumie 98%. Amerykanie mają teraz swój własny problem z popytem, pozostaje Europa i Nowa Zelandia…

Wymiana stad w Nowej Zelandii.

Sytuacja w USA i w Chinach wpływa na zwiększenie popytu. Dodatkowym elementem wywierającym presję na wzrost cen, jest spadek produkcji mleka w Nowej Zelandii.

Wydawałoby się, że to mało istotny kraj, nieco mniejszy od Polski i liczący ledwie 4,7 miliona mieszkańców. Jest jednak ósmym producentem mleka na świecie (ok. 5 mln krów mlecznych), a jego główne kierunki eksportu to Australia, USA i kraje dalekowschodniej Azji, w tym Chiny.
Właśnie teraz w Nowej Zelandii trwa dość powszechna wymiana stad krów na nowe, dające więcej mleka. Mamy więc spadek podaży, ze strony producenta, który w dużym stopniu obsługiwał największe rynki zbytu na świecie: amerykański i chiński.

Ach ta globalizacja!

Nie lubię narzekać. W przypadku sytuacji na rynku masła wpływ globalizacji na nas jest niejednoznaczny. Wprawdzie płacimy więcej na masło, ale z sytuacji na rynkach światowych korzystają polscy producenci mleka i polskie mleczarnie. Gdy tendencja się odwróci (a zobaczycie, że tak będzie, bo świat w końcu dopasuje się do zwiększonego spożycia mleka), będzie nam może lżej w sklepach, ale za to nasze mleczarnie staną w obliczu wyzwań związanych z utrzymaniem zatrudnienia i wykorzystaniem zdolności produkcyjnych.

Do wpływu odległych rynków na ceny w Polsce, trzeba się przyzwyczaić. I przyjąć, że czasem zadziała ona na naszą korzyść, a czasem wręcz przeciwnie. Pewne jest, że będziemy odczuwać ten wpływ coraz częściej. I nie da się tego uniknąć.



Inspiracją do napisania tego posta był artykuł Aleksandry Ptak "Ceny łączą nas ze światem" opublikowany w Rzeczpospolitej z 2 listopada 2017 roku.