Zaskoczony nie jestem, bo temat niszowy, ale jednak ciekawy,
bo chodzi o naprawdę grubą kasę.
Najważniejszy podatek w Polsce.
Chodzi bowiem o VAT, czyli o najważniejszy dla budżetu
państwa podatek. W roku 2017 VAT stanowił dokładnie połowę dochodów podatkowych
polskiego budżetu państwa i 45% całości jego dochodów. Z tego podatku pozyskano dla
budżetu prawie 160 mld złotych, podczas gdy wydatki budżetowe wyniosły nieco
ponad 375 mld złotych. Bez wpływów z VAT państwo nie istniałoby w tej postaci,
jaka znamy, a to już miałoby wpływ na nas wszystkich.
Kwoty w miliardach zł. Źródło: www.mf.gov.pl |
Nie dziwi więc, że to w obszarze tego podatku są największe straty.
Szacuje się, że w roku 2015 luka podatkowa z tytułu VAT wyniosła 40 mld złotych.
Ogromna kwota. W uproszczeniu: gdyby te 40 mld złotych wpłynęło do budżetu,
można by zmniejszyć podstawową stawkę podatku dochodowego od osób fizycznych z
19% do mniej więcej 5% i rachunek wciąż by się zgadzał.
To oczywiście teoria: rząd znalazłby inny sposób, jak te
dodatkowe pieniądze wydać. Ale widać jak na dłoni, gdzie są prawdziwe pieniądze…
Wszyscy płacimy VAT.
To prawda i nieprawda. Prawda, bo w cenie każdego legalnie
kupowanego przedmiotu czy usługi znajduje się podatek VAT. Część kwoty, którą wręczamy
sprzedawcy tak naprawdę do niego nie należy. Wedle prawa ma się z nią rozliczyć
z urzędem skarbowym, czyli odprowadzić podatek VAT do budżetu. I prawdę mówiąc to
od niego zależy, czy zrobi to uczciwie, czy nie. Może się więc zdarzyć, że
podatek VAT, który zapłaciłeś w cenie produktu i nawet wziąłeś paragon albo
fakturę, nigdy nie zasili budżetu państwa, bo sprzedawca wykorzysta go do
własnych celów. Mówiąc wprost: ukradnie te pieniądze.
To ma jeszcze większe znaczenie w obrocie pomiędzy firmami,
bo tam występują większe kwoty transakcji, a więc większe podatki. Dlatego w niektórych
sytuacjach obowiązuje tzw. solidarna odpowiedzialność za zaległości podatkowe.
W uproszczeniu chodzi o to, że nawet jeśli firma zapłaciła za towar, ale
sprzedawca nie rozliczył się z VAT-u, to urząd skarbowy ma prawo żądać zapłaty
tego podatku od kupującego. Dla kupującego to zmora: może się bowiem zdarzyć,
że działając w pełni legalnie będzie musiał dwukrotnie zapłacić podatek, bo miał
pecha i handlował z nieuczciwym kontrahentem.
Jak się nie dać okraść?
Jednym z pomysłów jest właśnie split payment. Przepisy
weszły w życie w niedzielę i obowiązują wyłącznie w rozliczeniach bezgotówkowych
między firmami. Chodzi o to, że kupujący będzie mógł dokonać zapłaty jak dotychczas
jednym przelewem obejmującym kwotę netto i podatek VAT. Albo może to zrobić „po
nowemu”, czyli w trybie płatności podzielonej, gdzie kwota netto trafi – jak dotąd
– na rachunek bieżący sprzedającego, a podatek na jego rachunek VAT. Sprzedający
będzie widział pieniądze znajdujące się rachunku VAT, ale będzie mógł nimi
zapłacić wyłącznie podatek VAT: albo urzędowi skarbowemu albo swojemu dostawcy.
Zniknie możliwość wykorzystania tych pieniędzy do innych celów.
Plusy i minusy, czyli suma zmartwień.
Każdej firmie, która zdecyduje się za zapłatę w trybie
płatności podzielonej, zniknie jedno zmartwienie: nie będzie solidarnie
odpowiadała za oszustwa podatkowe swoich kontrahentów (obowiązuje to tylko w
zakresie tych płatności, które zostaną przesłane nowym sposobem). Wydaje się,
że to bardzo poważna zachęta do skorzystania z tej opcji.
Pojawiają się jednak minusy, których dotąd nie było. W
ramach split payment nie będzie można zapłacić jednym przelewem za wiele
faktur. W przypadku firm, które dotychczas tak postępowały, uwolnienie się od
odpowiedzialności za kontrahenta będzie więc miało swoją cenę: trzeba będzie wysłać
więcej przelewów, a więc zapłacić więcej bankom. Niby wydatek nieduży, ale
denerwujący…
Denerwujące będzie też to, że środki na rachunku VAT, nie
będą – jak dotąd - w pełnej dyspozycji jego posiadacza. Bez kłopotu będzie nimi
można zapłacić jedynie podatek VAT. To już wywołuje dyskusję o wpływie split
payment na płynność (mój artykuł w tej sprawie TUTAJ) i deklarowaną niechęć
części przedsiębiorców do tego rozwiązania. Z całą jednak pewnością, jeśli firma
otrzyma pieniądze na rachunek VAT, to sama będzie musiała włączyć się w nowy
sposób rozliczeń, bo przecież nie pozwoli na to, aby pieniądze będą leżały bezużytecznie
na niedostępnym rachunku.
Kto to wymyślił?
Split payment jest rozwiązaniem zalecanym przez Komisję Europejską
jako jedno z rozwiązań doszczelniających system poboru podatku VAT, który jest największym
źródłem dochodów wszystkich państw Unii Europejskiej.
Jego wprowadzenie to indywidualna sprawa poszczególnych krajów.
W różnych formach system ten obowiązuje już w Czechach, Turcji i we Włoszech. W
porównaniu do tamtych rozwiązań, nasze jest wprowadzone z największym zakresie,
ale tez w sposób zdecydowanie najmniej uciążliwy dla przedsiębiorców.
Kto zapłacił za nowy system?
Przede wszystkim banki, które musiały zbudować systemy
rozliczające płatności podzielone. To ogromne inwestycje w IT, które musiały
być zrealizowane, nawet gdyby wszyscy klienci deklarowali, że nie zamierzają korzystać
z nowych możliwości. W bankowości dotychczas istniał system rozliczania
płatności; teraz są dwa. To kosztuje…
Banki musiały też otworzyć bezpłatnie rachunki VAT wszystkim
swoim klientom i wpiąć je w swoje systemy. To duża operacja organizacyjna, także
związana ze sporymi wydatkami.
Korekty systemów informatycznych musiały też być
przeprowadzone w systemach finansowo-księgowych tych firm, które mają
zautomatyzowane procesy księgowań – to dotyczy generalnie średnich i dużych
firm. Wydatki z pewnością były mniejsze niż w przypadku banków, ale też
znaczące dla ich budżetów.
Co dalej?
Trzeba będzie obserwować, jakie skutki przyniesie split
payment. Dla budżetu. Dla płynności firm. Dla kosztów prowadzenia ich
działalności.
Z pewnością Polska stała się liderem wprowadzenia tej zmiany
w Europie, a mówi się, że rząd chce wprowadzić system płatności podzielonych
jako obowiązkowy, a nie dobrowolny jak obecnie. Stosowne wnioski do Komisji
Europejskiej zostały już wysłane…